3 lipca 2014

7 dni - dzień piąty i szósty.

Grażyna: 
Znowu chciałeś zacząć pierwszy :-o Nic z tego! Teraz ja ;-P
Zanim wyjechaliśmy z Wdzydz, wieczorem, przez okno (nocowaliśmy na parterze) zabawiałam pięknego, czekoladowego labradora :-D Cudny był i taki milusi. Poczęstowałam go paluszkiem...


... no nie był zachwycony, pewnie kiełbachę by wolał, ale w końcu mlasnął jęzorem na znak zadowolenia, powiedzmy ;-)
Porzucałam mu jeszcze zeszmaconą piłkę skórzaną i zadowolenie było obopólne :-D



Jacek: 
Kolejnego dnia, około 6 rano, wyjechaliśmy z Wdzydz do Gdańska trochę inną drogą, przez Olpuch do Kościerzyny.


Patrząc poprzedniego dnia na mapę wydawała się podobnej długości. Jednak wyszła o 7 km dłuższa, a do tego dziurawa, więc wolniejsza. W Kościerzynie rozważaliśmy dwie drogi: przez Żukowo, bardziej ruchliwą lub Kolbudy. Wybraliśmy pierwszą, znaną nam opcję. Droga do Gdańska zajęła nam 3.30 h (ok 70 km), zmęczenie dawało się już odczuć. Pojechaliśmy do przyjaciółki Grażynki zostawić sakwy i krążyliśmy po mieście odwiedzając sklepy rowerowe w poszukiwaniu nowej sakwy na rower Grażynki. Bez skutku niestety, tzn jedna się znalazła w której Grażynka się zakochała, ale cena.... coś ok 380 zł :-/  (w necie 320 + przesyłka)



Widzieliśmy za to rower jak czołg, na bezdroża :-D


Nie wymaga komentarza :)

Grażyna: 
Patrząc na mapę mówiłam, że ta droga jest dłuższa Kochanie... ale co ja tam wiem, prawda? :-P
Ech, sakwa... Szukam sponsora ;-P Ktoś chętny????
Chciałam z niej zrezygnować, bo rozsądek zazwyczaj bierze u mnie górę, ale chyba jednak nie potrafię, gdyż jest dokładnie taka jaką chciałabym mieć... i gatunkowo i wizualnie. Może uda się na nią odłożyć ;-)
Oczywiście w Gd również zachciało nam się taniego obiadu, więc wstąpiliśmy do Baru Mlecznego


Menu dość obszerne, jak to w barach, ale jakoś weny twórczej nam zabrakło i zamówiliśmy flaczki :-) Smakowo ok, tyle że nie dogrzane jakieś :-/ (koszt 15 zł za 2 porcje + 2 bułki + pyszny kompot)

Jacek:
Cały przejazd rowerowy z plątaniem się po Gdańsku to 121 km (ponad 7 godz.)


Wieczorkiem zwaliliśmy się na nocleg do rodziny.

Szóstego dnia rano (sobota) udaliśmy się na Parkrun.
Jest to bieg "parkowy" na dystansie 5 km wywodzący się z Wielkiej Brytanii, organizowany co tydzień w wielu krajach.
W Polsce w każdą sobotę o godz 9.00 w 14 miastach.



Nie tylko ja byłem debiutantem na sobotniej  imprezie :-) Ten młody, 11-sto letni człowiek po mojej prawej stronie również (marszobiegował, a 5 km pokonał w 31 min!), natomiast 13 letni chłopak po lewej jest już doświadczonym "weteranem" Parkrun, a 5 km przebiega (jak się postara) w 22 min  :-)


Zaliczyliśmy jeszcze spacer pożegnalny z Gdańskiem przed wyjazdem do domu, a po południu skorzystaliśmy z zaproszenia na grilla.

Grażyna: 
Cóż, ja bawiłam się jako paparazzi :-) Dotrzymuję danego sobie słowa, choć gdy tylko bólu nie czuję natychmiast włączają mi się myśli biegowe....
Po biegu zmęczeni biegacze mogli skorzystać z pociągu :-D i to NIE BYLE JAKIEGO!!! :-)


Zdjęć z grilla nie ma, nawet nie wiem dlaczego. Trochę padało, trochę grzmiało, później wyszło słońce i do godz 20 było całkiem ciepło i przyjemnie :-)
Około 22 już spaliśmy by móc wstać o 2... Czekał nas dłuuugi powrót do domu. Co prawda daliśmy sobie furtkę i w razie braku sił mieliśmy wsiąść gdzieś na trasie do pociągu REGIO, ale wiedziałam, że ambicja i chęć sprawdzenia własnych możliwości raczej nie pozwoli nam skorzystać z tej alternatywy... :-)
I tak też się stało ;-)



Grażyna i Jacek

1 komentarz:

  1. Sobie hurtem poczytalam! Niesamowici jestescie! Jacek jeszcze biegal???Jestescie nie do zdarcia:-) Dziekuje za super relacje-chyba samej nie dane mi bedzie tych pieknych zakatkow ogladac,to choc oko ciesze Waszymi fotkami.Buzialki! (Ewka-DeepGreen)

    OdpowiedzUsuń