Dzień czwarty spędziliśmy we Wdzydzach Kiszewskich, nie dotykając rowerów.
Po leniwym poranku i śniadaniu poszliśmy na spacer, najpierw rozejrzeć się za jagodami w lesie, gdyż po drodze jagodnika widzieliśmy bardzo dużo. Jagód nie znaleźliśmy, za to widzieliśmy ludzi jadących konno,
a że lubię konie to nawet chodzi mi po głowie wolontariat w jakiejś stadninie.
Włóczyliśmy się chwilę wyszukując ciekawych miejsc na fotki. Tereny podobne do naszych: woda, las i łąki :-) tyle, że las był sosnowy.
Grażyna:
Dotknęłam rower bo przeciskałam się przy nim ;-P
Konie to piękne zwierzęta i Jackowy pomysł na wolontariat jest całkiem ok, tylko... czuję strach. Zastanawiałam się skąd on jest, skoro przecież w wieku szczenięcym chodziłam z siostrą do szkółki jeździeckiej... Siostra mi wszystko wyklarowała: SPADŁAM Z KONIA, a właściwie to mnie zwalił! :-/ Stąd moje lęki. Ale jestem na etapie przezwyciężania ich :-)
Pogoda dopisywała nam cały czas, nawet jeśli na niebie nie rozlewał się błękit to i tak nie musieliśmy siedzieć w pensjonacie. Nie był to ten sam pensjonat co 18 lat temu, ale tuż obok, siostrzany :-) Do tego okazało się, że netu nie ma, telefony bez zasięgu, jedynie tv jakoś działało :-) Ale chyba to dobrze, bo postępy cywilizacji strasznie nas pochłaniają i te niespełna 2 dni w odcięciu były bardzo sympatyczne ;-D
Latałam z tym aparatem wyszukując miejsc lub obiektów na słit focie :-)
Jacek:
Po spacerku poszliśmy zwiedzać Muzeum Kaszubskie...
(zdjęcie zapożyczone ze str muzeum)
Grażyna:
Tu mi Jacuś oddał pałeczkę, bo mu pomysła na opis spacerku po muzeum zabrakło :-) :-) :-)
Cudowne miejsce, założone przez Teodorę i Izydora Gulgowskich w 1906 roku.
Nie będę wypisywać historycznych szczegółów, wszystko jest TU
Spacer po skansenie trwa od 2 do 3 godz, w budynkach są osoby opowiadające o konkretnym eksponacie. I tak np w szkole z lat 50 XIX wieku był pan nauczyciel :-)
który nam odśpiewał Kaszubskie Abecadło.
Hmmm, to samo abecadło w Szymbarku jest nazwane Kaszubskimi Nutami :-o
Posiedzieliśmy przy tablicy :-D
tylko miny jakieś nie tęgie mamy, ciekawe dlaczego :-P
Mogłam poczuć się jak belfer :-D Dziennik, świadectwo szkolne i inne dokumenty są autentyczne!
I jeszcze pokój nauczycielski :-)
Na terenie muzeum znajdują się 2 kościoły i choć nie lubię ich zwiedzania (z powodu przepychu jaki sobą reprezentują w większości :-/ a przecież nawet w Biblii jest napisane, że "prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne niż bogaty dostanie się do królestwa niebieskiego"... czy jakoś tak) to jednak te są cudne. Pierwszy jest z Bożegopola Wielkiego (1637-1658)
Znajdują się w nim krzyże zebrane z różnych przydrożnych miejsc, najstarszy jest z 1766 roku. Mnie najbardziej spodobał się pierwszy z lewej.
Drugi kościół przywieziono ze wsi Swornegacie. Został zbudowany ok 1700 roku (wnętrze od XVII do początku XX wieku)
W tym kościółku odbywają się msze św co niedzielę o 8 i w ważniejsze święta. Warto je zobaczyć, bo są proste i piękne :-)
W trakcie spaceru natknęliśmy się też na kamienne rzeźby. Zafascynowała mnie twarz i lew :-)
oraz kamienne siodełko rowerowe :-P Ciekawa jestem jaka byłaby ponad 200 km podróż na nim... :-o
tzn ja nie wiem czy to było/jest siodełko, ale moja wyobraźnia tak mi właśnie podpowiada :-)
Wchodziliśmy do różnych chat
Był i chlew przy którym można było z łuku postrzelać :-D z marnym skutkiem :-P ale dużo śmiechu było.
Chaty biedniejsze i bogatsze, dokładnie tak jak teraz. Te XIX-wieczne istnieją do dziś i niektórzy z nas doskonale je pamiętają u swoich babć czy prababć :-) Ja pamiętam.
Odwiedziliśmy tez dwa wiatraki: Holendra
i Koźlaka
Pewnie różnicę między nimi słyszałam już nie raz, ale dopiero teraz zwróciłam na nią uwagę. Koźlak jest zbudowany na 1 nodze i obracało się go całego w kierunku wiatru, natomiast Holender ma obrotową tylko głowicę :-) Ależ teraz jestem mądra :-P
I te ogromne żarna...
Wdzydze Kiszewskie to niewielka wioska, mająca swój początek i koniec (droga się kończy w lesie :-D), a także historię i muzeum, na odpoczynek jest idealna!
Jacek:
Po tych wszystkich atrakcjach udaliśmy się do Karczmy Kaszubskiej, zobaczyć czym możemy się uraczyć. Wzięliśmy na spróbowanie placka cygańskiego, jednego na pół bo na ogół wiadomo, że te placki są olbrzymie (22 zł). Niestety, była to porażka! :-/ Placek nie smażony dla nas tylko odgrzewany, twardy aż trudno było go kroić, do tego nasączony olejem, a i jego wielkość pozostawiała wiele do życzenia. Odechciało nam się jeść i próbować czegokolwiek z ich menu w obawie, że uraczą nas jakąś padliną po ekshumacji :(
Obiad musieliśmy zrobić sobie sami, a po posiłku kolejny spacer :-)
Spotkaliśmy kaszubskiego drwala po pracy :-)
i poszliśmy na punkt widokowy, jedyna bezpłatna atrakcja w całej wyprawie :-)
Widoki z góry są piękne :-)
Grażyna:
Placka w ogóle nie chce mi się komentować :-/ Był obrzydliwy i żałuję, że go nie oddaliśmy! I jeszcze ten kleks ze śmietany na nim. A chciałam naleśnika... ciekawe czy twaróg by już chodził ;-P
Staraliśmy się ten dzień wykorzystać na maksa, pogoda (co widać na fotach) dopisywała, a pensjonaty zawsze traktujemy jak miejsce do spania a nie spędzania wolnego czasu. Chyba musimy jakiś fajny namiot sobie kupić ;-)
Przedreptaliśmy 15 km.
Kupiliśmy sobie piwo aby je wypić na łonie natury. W sklepie kupiliśmy co by taniej było... ;-) Ale tam bez różnicy właściwie czy to sklep czy knajpa bo ceny podobne :-/
I tak kończył się nasz powrót sentymentalny do Wdzydz :-)
Ten czas spędziliśmy zupełnie inaczej niż 18 lat temu ;-P a to z pewnością z racji wieku, doświadczenia i innego patrzenia na świat :-) Cieszymy się sobą, ale nie zapominamy ile piękna nas otacza.
Do pensjonatu wróciliśmy ok 17. Musieliśmy odpocząć przed dniem następnym gdyż czekało nas ponad 100 km do przejechania.
Grażyna i Jacek
No to czekam na kolejny odcinek serialu o zabytkach, cudownej naturze, i dobrych (nie)dobrych knajpach ;o) Angelika.
OdpowiedzUsuńsuper pozytywni:)
OdpowiedzUsuń