7 czerwca 2020

Tymczasowo :-)

Grażyna:
Nasz dom otworzył się na psy.
Zaczęło się od Majki, małej suni którą właściciele na siłę chcieli uśpić, twierdząc, że pies ma 15 lat.


Napisała do nas wetka naszych zwierząt, czy moglibyśmy pomóc, bo jeśli nie znajdzie się dom tymczasowy to następnego dnia sunia zostanie uśpiona...
Maję widziało 3 lub 4 weterynarzy i żaden nie potwierdził jej niby 15 lat, max 7 😏
Dziś Maja to Lusia, ma cudowny dom stały, żyje, biega i ma się świetnie 💗

Jacek:
Spędziłem z Majką trochę czasu, nie zachowywała się jak stary pies, jej energia wskazywała na 4 - 5 lat, a nie 15. W pierwszym tygodniu wyszedłem na spacer z nią i naszymi psami, chciałem sprawić jej radość biegania spuszczając ją ze smyczy. Efekt był taki, że po kilku godzinach została znaleziona w oddalonym o prawie 25 km Straszynie i odwieziona do schroniska w Tczewie. Następnego dnia odebrała ją stamtąd Grażynka i to był przełom, chyba zrozumiała ,że jej dom jest tu gdzie my, bo już nie podejmowała prób powrotu do domu, który chciał ofiarować jej śmierć.
A my zrozumieliśmy, że nie spuszcza się obcego psa ze smyczy przez minimum pierwsze 2 tygodnie.

Grażyna:
Czasami proponowaliśmy dom tymczasowy psiakom skrzywdzonym przez człowieka, ale z racji naszego miejsca zamieszkania oraz posiadania 2 psów i 3 kotów, na naszych chęciach się kończyło.
Do czasu...
Na ekranie monitora, w pewną zimową noc, ukazał się naszym oczom Dyziek (przez eR zwany Cymbałem) i ponownie zaproponowaliśmy dt. (foto zapożyczone z neta)


No wiadomo, że nad takim psem nie można przejść obojętnie 😂
Umówiliśmy się na spotkanie i... psy zweryfikowały wszystko! Ok 10 kg Dyziek chciał zeżreć 35 kg Fado, więc obawiając się o zdrowie psychiczne naszego psa, eR stwierdziła iż Dyziek u nas zostać nie może.

Jacek:
Ja też obawiałem się, że po powrocie z pracy możemy zastać w domu zwłoki (Dyźka czy Fado), ale zwłoki, gdyż Fado dawał wyraźne sygnały...

Grażyna:
Jednak żebyśmy nie czuli się jacyś odrzuceni czy co, Renata postanowiła, że przyjedzie do nas Negra. Zapoznanie na podwórku było czystą przyjemnością, ale już na drugi dzień psy pokazały co potrafią 😂


Po tygodniu była już tylko przyjaźń 😍
Negrusia 5 lat tkwiła przy budzie, na łańcuchu. Gdy została zabrana miała trójkę swoich pociech. Dziś cała czwórka ma swoje najlepsze domy, kochającego człowieka i już żadna zima im nie straszna 😍



Negra była z nami 2 miesiące.

Jacek:
No Negra była wyjątkowym psem, w domu grzeczna i ułożona, a na zewnątrz zew wolności. Ciągnęła na smyczy strasznie. Jedynie na przypiętej do pasa 10 metrowej lince i moim biegu na dystansie 12 - 16 km, biegła nie ciągnąc. Często więc biegaliśmy we czwórkę: ja, Fado, Masza i Negra


Grażyna:
Tego samego dnia, w którym Negra pojechała do swojego stałego domku, przyjechały 2 sunie z 4 znalezionych. Ich historię można poznać TU
Nigdy nie mieliśmy do czynienia z tak ciężkim kalibrem strachu. Co więcej, nigdy nie widzieliśmy na oczy tak panicznie bojących się psów. Bojących człowieka...


Mija i Rutka przez 2 dni nie schodziły z łóżka, nie wychodziły na zewnątrz, wszystkie swoje potrzeby załatwiały tam, gdzie akurat były. Przez pierwszy tydzień wynosiliśmy je na rękach na podwórko i wnosiliśmy do domu, bo sunie nie były w stanie przejść przez barierę drzwi, a właściwie futryny.
Po dwóch tygodniach dopadło mnie zmęczenie, rezygnacja, zniechęcenie...
Miałam wrażenie, że toczę walkę z wiatrakami, tym bardziej, że dziewczyny nie tolerowały Jacka, a on się szybko poddał i zrezygnował z prób wchodzenia w ich łaski.
Nie brały od niego smaczków, ani jedzenia, nie wychodziły z nim na spacery, nie dały nawet zapiąć się na smycz. Cała praca przy nich spadła na mnie.
Dziś to już prawie 3 mies jak sunie trafiły do nas. To już zupełnie inne psy, ale nadal wymagające ciężkiej pracy.
Rutka po miesiącu znalazła fantastyczny dom stały u Ewy, która poświęca jej swój czas, uwagę i mocno się dokształca w temacie psów lękliwych. Rutka ma dom pełen miłości 💗


Mija była ze mną 2 i pół mies. To był fantastyczny czas kiedy mogłam obserwować jak pies się otwiera i że to ja ją ośmielam, a nie moje psy. Ta jej radość na mój widok, ten kręcący się cudowny ogon i oczy pełne psiej miłości. Najchętniej zostawiłabym ją w domu, ale nie miałam zgody Jacka, zresztą nadal go się bała, więc byłoby bez sensu ją zatrzymać.


I wtedy zjawili się ONI.
Rodzina dwa plus trzy.
Umówiliśmy się na spotkanie. Jedno, drugie, trzecie, wizyta u behawiorysty, rozmowy, informacje i po dwóch tygodniach spotkań Mija zmieniła dom tymczasowy na stały.
Trudne to było dla mnie rozstanie gdyż łączyła nas silna więź.
Dziś już wiem, że moje lękliwe tymczasy trafiły do wspaniałych domów, bo czyż słowa: "Grażynko, Mija spowodowała, że nasza rodzina zbliżyła się do siebie" - nie są tego potwierdzeniem? 
Wiem też, że te dwie sunie przyszły do mnie, abym lepiej mogła poznać siebie 😉

Jacek:
Tak to były najtrudniejsze psy, aby je wyprowadzić na podwórko musiałem je gonić po mieszkaniu by zapiąć na smycz. Nic się nie zmieniło do końca ich pobytu u nas. Może to trauma doznana od mężczyzny w okresie zanim do nas trafiły? Zastanawiałem się nad ich mięśniami, a mianowicie ich brakiem, jakby nigdy nie chodziły i strachem przed przestrzenią, jakby całe dotychczasowe życie spędziły w klatce. Na szczęście teraz będzie tylko lepiej.

Grażyna:
W międzyczasie Renata wykopała skądś 3 szczeniaki: Kratkę, Kreskę i Kropka, które trafiły do nas na ok 2 tyg.


Mija była dla nich wspaniałą nianią 😆



Szczylki poszły do adopcji i wtedy przyjechał Norek z Norką, psiaki z lisiej norki z lasu. Małe dzikuski, jednak Norek szybko ogarniał zmiany. Fajny był z niego mały łobuz, a jednocześnie mądrala.


Norka była bardziej wycofana i potrzebowała więcej czasu na zaakceptowanie nowej sytuacji.


Jednak po miesiącu pobytu u nas, jej zachowanie zmieniło się o 360 stopni i zrobił się z niej słodki, przytulaśny psiak 😍
A jeszcze jak Norek z Norką byli u nas to z adopcji wróciła Kratka 😔
Czasami tak się dzieje, że ludzie nie radzą sobie z psami i lepiej oddać niż wyrzucić. 
Krateczka wróciła trochę "okaleczona", jakby z lękiem separacyjnym. Musieliśmy zabierać ją do łóżka bo bardzo rozpaczała pod drzwiami. Zasypiała na mojej szyi 😊
Teraz malutka jest już w swoim super domku 💗

Norek znalazł dom, co mnie nie dziwi bo przy jego wyglądzie i charakterze też bym się o niego "biła" 😂
Norka jeszcze była z nami, gdy okazało się, że o 2 w nocy trzeba jechać do Pruszcza i odebrać z ciężarówy cztery! szczeniaki z Podlasia 😁



Co robić, no bidy pomocy potrzebują, ale widzę, że moje psy mają DOŚĆ.
eR powiedziała, że rezydenci na ogół nie lubią szczeniaków i trzeba dać im odpocząć. 
No ok moi rezydenci, obiecuję, że jak ta banda stąd wyfrunie to odpoczniecie.
Miesiąc wystarczy? 😆

Radość, poczucie bycia potrzebną, pomaganie (wolę zwierzętom) to jest to co mi daje dom tymczasowy dla psów 😍 Odnalazłam się właśnie w TYM świecie i wydaje mi się, że Jacek również, ale ON o tym sam napisze 💗


Jacek:
To prawda, odnalazłem się w pomaganiu psim biedom (nie udało się z Miją i Rutką), ale z pozostałymi tak. 
Nawet mam możliwość pracować tylko 2 dni w tygodniu. Pozostałe dni mógłbym poświęcać psom, wychodzić na kilkunasto kilometrowe spacery połączone ze szkoleniem dobrych manier potrzebnych w nowym domu. Niestety, jak nie pracuję nie zarabiam, a muszę pracować by zapewnić godne życie, naszym i wszystkim innym przechodzącym przez nasz dom, psom. Nasze trzeba utrzymać. 
a tymczasom poświęcić czas, uwagę, dać siebie 😀
Cieszymy się, że znowu łączy nas nowa wspólna pasja, tak jak wcześniej rower i bieganie.

Grażyna i Jacek

1 maja 2020

Długo planowany urlop

Jacek:
Zaplanowaliśmy wyjazd na Mazury z rowerami, by powspominać dawne czasy.


Dojechaliśmy na dworzec w Pruszczu Gdańskim, a stamtąd pociągiem do Ełku.


Po dwóch dniach spacerków i krótkich wycieczkach rowerowych,



ruszyliśmy do Pisza (ok 55 km, drogą samochodową).

Zanim to jednak zrobiliśmy, zgubiłam portfel z całym zapleczem finansowym na wakacje...
Tylko dzięki bardzo uczciwej kelnerce z restauracji Biały Żagiel, która go znalazła, cała zawartość wróciła do mnie.

Chcieliśmy sobie skrócić jazdę i po chwili wybraliśmy drogę rowerową, sugerowaną przez nawigację - wyszło nam ponad 60 km i 2 godziny dłużej.
No cóż, nawigacja nie zawsze pomaga 👅


Po przyjeździe do Pisza czekał na nas grill w najfajniejszym towarzystwie 👯
Alu, Jurku - DZIĘKUJEMY za gościnę 💓


Następnego dnia, przed południem, ruszyliśmy do Mikołajek, gdzie zjedliśmy smaczny obiad w knajpce "Na hamaku" - polecamy 😊


 i dalej do Wilkas, gdzie planowaliśmy nocleg.


Do Mikołajek miało być około 30 km z dodatkową atrakcją w postaci króciutkiej przeprawy promem przez Jezioro Mikołajskie, tam obiad i dalej 30 km do Wilkas.
Nie wyszło jak planowaliśmy, prom był nieczynny (i żadnej informacji o tym na trasie).

 

Musieliśmy objechać jezioro, co dało nam ponad 90 km.
Wcześniej byłby to lajcik, teraz prawie ponad nasze siły.
O noclegu, może lepiej wypowie się Grażynka.

Grażyna:
He he, my jak nie błądzimy to nadrabiamy kilometry 😂
Już nie raz i nie dwa mieliśmy nauczkę, że jak chcemy szybko przejechać, to trzeba drogami asfaltowymi, a nie rowerowymi.


W Mikołajkach myślałam, że jak przejadę choć km więcej to umrę, ale naleśnik
i piwo dało nam niezłego kopa 😍



Nocleg w Wilkasach załatwiałam ja. Chciałam jak najtaniej, żeby tylko było gdzie spać i kasa na przyjemności została.
Wiedziałam jak wyglądają te domki i 30 zł/os/24 h było dla mnie ok za standard bez standardu.
Jednak totalnie rozwaliła mnie informacja, że żeby wziąć prysznic musimy wykupić żetony.
Cena?
5 min pod prysznicem = 12 zł/os  😁
Odpuściliśmy.
Przez 3 doby myliśmy się w wiaderku, a ciepłą wodę Jacek przynosił z toalety (z kranu, żeby nie było 😋).
Dobrze, że za siusianie nie trzeba było płacić 2 zł/os ...


Całe nasze plany o rowerowym urlopie musieliśmy zweryfikować gdyż nie mieliśmy siły jeździć.
Jednak dzielnie maszerowaliśmy na długie spacery. Głównie do Giżycka.
Umówiliśmy się z Alą i Jurkiem, że nas odwiedzą.
Spędziliśmy fajny dzień, włócząc się po Giżycku i Wilkasach.



Odwiedziliśmy papugarnię 





zjedliśmy obiad w Omedze, lody w Batorym i dzień minął nie wiadomo kiedy...

W Wilkasach, już tylko we dwoje, odwiedziliśmy Tawerna Rozbitek
Zamówiliśmy wielką pizzę i była to najlepsza pizza jaką jadłam do tej pory 👌


Czas na Mazurach dobiegł końca...
W dzień wyjazdu poszliśmy do Doner Kebab na najsmaczniejszego kebaba w Giżycku. 


Od lat smak ten sam 😋
Czas było dotrzeć na dworzec i pożegnać ukochane Mazury 😢


P.S.
Tekst powstawał od zeszłego roku. Nie byłam w stanie go skończyć...
Dziś, w czasie koronawirusa, kiedy nie jest nam dane cieszyć się wolnością taką jak rok temu, zapragnęłam go dokończyć.
Bo warto wspominać i mieć nadzieję na lepsze jutro 💓



Grażyna i Jacek