28 lutego 2021

Z Jackowego pamiętnika - Krowa.

Pewnego poranka, jak tylko zaczynałem dyżur, na komisariat przyszedł pan zgłosić kradzież krowy. Była na łące za domem. Gdy obudził się rano już jej nie było. 
Dla osoby z miasta może wydać się to śmieszne, ale dla niego była to najcenniejsza rzecz, jaką posiadał. 

Sprawę potraktowałem poważnie, tak jak poważna była dla zgłaszającego. Papierkową robotę zostawiłem na później i pojechaliśmy w miejsce z którego krowa zniknęła. 500 kilogramowe zwierzę nie rozpłynęło się w powietrzu, nikt też nie wziął go pod pachę i nie wyniósł. Skoro nie było śladów krwi musiała odejść na własnych nogach. 

Nie myliłem się. Ślady krowich racic prowadziły do sąsiedniej gminy, gdzie komendantem był mój kolega. Razem ze zgłaszającym pojechałem do tamtejszego komisariatu. Zastałem w nim kolegę komendanta. Po przedstawieniu sprawy, też potraktował ją poważnie i razem udaliśmy się w miejsce, gdzie krowa przekroczyła granicę naszych gmin 😆

Po śladach dotarliśmy do zadrzewionego bagienka. Uradowany zgłaszający wrzasnął: "jest moja Mela, moja ukochana Mela się odnalazła"! 😍

Okazało się, że jest uwiązana do drzewa w miejscu niewidocznym z drogi tak, by nikt jej nie zobaczył. Złodziej ją tam uwiązał i pewnie czekał na odpowiedni moment by ją zabić, poćwiartować i zabrać do domu.

Radości zgłaszającego nie było końca. zabrał krowę i poszli do domu (jakieś 7 km trasą, którą krowa pokonała prowadzona w tę stronę).

My wróciliśmy na komisariat kolegi. Co dalej? Skradzione mienie zostało odzyskane w nienaruszonym stanie, ale nie wiemy kto ją ukradł, nie mamy nawet najmniejszego śladu złodzieja. Jeżeli oficjalnie, na papier przyjmą zawiadomienie o kradzieży strzelę gola (samobója) w statystykę, a przecież statystyka (wykrywalność) jest najważniejsza.


Każdy więc udał się do siebie, sprawa na tym została zakończona i wszyscy zadowoleni. 😝

Jacek

19 lutego 2021

Z Jackowego pamiętnika - motorower.

Różnica pomiędzy przestępstwem, a wykroczeniem jest niewielka bo wartość skradzionego przedmiotu do 250 zł to wykroczenie, a powyżej 250 zł to przestępstwo - (obecnie jest to 500 zł). 

Albo: pokonanie zabezpieczenia np. kłódki jest to kradzież z włamaniem stanowiąca przestępstwo, jak i odebranie przedmiotu przemocą lub groźbą użycia przemocy - (pierwsze rozbój, drugie wymuszenie rozbójnicze).

Teoria teorią, a praktyka rządzi się swoimi prawami. Dostałem notatkę: "nieznany sprawca wtargnął na posesję Pana xxx i z niezabezpieczonego pomieszczenia gospodarczego dokonał kradzieży motoroweru wartości 200 zł, następnie wrócił po stojący tam rower wartości 500 zł, lecz kradzieży roweru nie dokonał, gdyż został spłoszony przez właściciela posesji."

Notatka była tak sformułowana by sprawę umorzyć bez szukania sprawcy. W rozmowie z właścicielem ustaliłem, że zabezpieczenie było. Kłódka, która została zniszczona i zabrana nie ulotniła się sama, a nie jest w gestii zgłaszającego, udowodnić, że kłódka tam była. 

Druga sprawa to rower który był wystawiony pod drzwi, przygotowany do zabrania. Usiłowanie kradzieży przedmiotu wartości 500 zł - przestępstwo jak wół. 

Notatkę jednak tak trzeba było napisać, by było to wykroczenie. Lepiej umorzyć wykroczenie niż przestępstwo - zepsuje statystyki wykrywalności. Pozostaje jeszcze kwestia spłoszonego sprawcy. 

Facet twierdzi, że sprawcę zamknął z rowerem w pomieszczeniu i przetrzymał do przyjazdu Policji. Dlaczego nie został wylegitymowany tylko wypuszczony jako nieznany? Totalna amatorka. Do tej pory pozostanie to dla mnie zagadką dlaczego tak postąpiono. I dlaczego napisano notatkę pod umorzenie skoro mieli sprawcę? 😏

No dobrze, nie jestem z tych co umarzają przed wszczęciem. Brnę dalej w rozmowie ze zgłaszającym, czy jest go wstanie rozpoznać? OCZYWIŚCIE - słyszę, więc Pana do radiowozu i jedziemy na wycieczkę objazdową po wsiach. W pewnym momencie słyszę: - to on! 

Zgłaszający do domu, a jego miejsce zajmuje ten ON - wskazany sprawca. Po krótkich pertraktacjach jedziemy w miejsce ukrytego motoroweru. Nadal tam jest. Skradziony przedmiot odzyskany.

Sprawca przesłuchany, sprawa zakończona w ciągu jednego dnia pracy. ☝

Tak mi się wydawało, ze jest zakończona. Skoro jest sprawca i skoro odzyskano skradziony przedmiot to dlaczego nie zrobić z tego z powrotem przestępstwa? Oczywiście, że się da, tyle że moja praca została przypisana temu, który zamykał przestępstwo, bo przecież sprawa miała zostać umorzona. 👀




Te absurdy do końca mojej policyjnej kariery nie przestały mnie zadziwiać. 🙈


Jacek

9 lutego 2021

Z Jackowego pamiętnika - dyskoteka.

           Roku nie pamiętam, na pewno przed 2000. 

Na interwencje do dyskoteki jeździło się jeszcze we dwóch, a nie jak teraz, busem w co najmniej ośmiu.

Jakaś awantura, bójki. Weszliśmy do środka. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłem to wyłączenie muzyki. 

Cisza, konsternacja, co się stało? Wziąłem mikrofon od DJ:  "witam Państwa, kończymy dzisiejszą imprezkę". Parę osób nie umiało się zachować, więc stracą wszyscy.

Podeszła do mnie dziewczyna, z wyglądu 18 - 19 lat. Powiedziała, żeby nie zamykać imprezy, a ona zadba o porządek 😂

Była tak uciążliwa, że wziąłem ją na ręce, wyniosłem z dyskoteki i zaniosłem do busa (bus był na wypadek jakby trzeba było kilka osób odtransportować do wytrzeźwienia).

          Nagle dziewczyna do mnie: "zabierz mnie do domu, będę twoją żoną. Nie, taki facet żonę już na pewno ma, to będę twoją kochanką, będę prała, sprzątała i gotowała tylko zabierz mnie ze sobą". 

Przyznam, że nie spodziewałem się, że mogę być aż tak atrakcyjny dla pań, chociaż byłem jeszcze wtedy piękny i młody. 😂

Dyskoteka została zamknięta, a po "sympatyczną" panią zgłosił się brat, który ją zabrał do domu, do ich domu 😏 




Jacek


3 lutego 2021

Z Jackowego pamiętnika.

          Wioskowy komisariat rządzi się swoimi prawami. Wszyscy się znają, a policjant musi wyrobić sobie markę albo przenieść się do miasta, gdzie zniknie w tłumie. 

          Był jeden facet duży i silny, a do tego bardzo uciążliwy. Nie było na niego mocnych, nikt sam od siebie nie podejmował interwencji, a na zgłoszenie wyjeżdżało co najmniej czterech, porządnie wyposażonych funkcjonariuszy.

          Przybył na posterunek młody policjant, prosto po szkoleniu. Nie wiedział, że nie wolno tam jeździć w pojedynkę, a na wypadek interwencji ma wzywać pomoc z powiatówki. 

          Zgłoszono interwencję i pojechał. SAM. 

Nie wiedząc o tym, że gość jest silny, duży i nosi miano postrachu całej okolicy, sponiewierał go przy obezwładnianiu i takiego utytłanego w piachu zapakował do radiowozu i dostarczył do Powiatówki.

Poprzez niewiedzę albo dzięki niewiedzy, młodego policjanta, skończyły się interwencje wobec tego pana. 

Nasuwa mi się taki morał: 

- Każda kosa kiedyś musi trafić na kamień.

Gdyby ktoś chciał się podzielić swoimi wrażeniami odnośnie którejś z opisanych historii proszę o komentarz. 😉




 Jacek         

19 stycznia 2021

Z Jackowego pamiętnika - Biuro Rzeczy Znalezionych

           Ostatnie pięć lat pracowałem w Komendzie Powiatowej jako dzielnicowy. Częścią obowiązków dzielnicowego było prowadzenie różnych drobnych spraw np. kradzieży, które ze względu na niewielką wartość kwalifikują się na wykroczenie, a nie przestępstwo. Trzy takie sprawy opiszę w kolejnych postach gdyż różniły się od wszystkich pozostałych. 

Dziś opowiem coś innego. 

Zdarzało się, że ktoś znalazł cudzą rzecz i przyniósł na policję. Pewnego dnia dyżurny przyjął znaleziony telefon komórkowy. Dostał go kolega z pokoju obok. Co ten "biedak" miał teraz z tym telefonem począć? Za godzinę kończymy dyżur, a tu chłop dostał problem na głowę. Jak na geniusza przystało znalazł najprostsze rozwiązanie aby się telefonu pozbyć, a się nie napracować. Odda telefon do Biura Rzeczy Znalezionych. 

Poinformował mnie niezwłocznie, oczekując zapewne pochwały za swoją błyskotliwość. Spytałem go czy wie, że ten telefon poleży tam 2 lata, nikt się po niego nie zgłosi, bo raczej nikt nie szuka zgubionego telefonu w takich miejscach. Po dwóch latach nie będzie się już nadawał do użytkowania i zostanie zniszczony. 

On na to: "To co mam zrobić?"

- Jak to co? Odnaleźć właściciela.

Zrobił tak głupią minę, że aż mi się go szkoda zrobiło. " Jak? nie da się."

Wszystko się da. Daj mi ten telefon, a właściciel lub inna osoba przez niego wskazana, zgłosi się po telefon w ciągu godziny. 

Roześmiał się jakby usłyszał dowcip stulecia, ale telefon oddał. Był zabezpieczony hasłem więc o pomoc musiałem poprosić policyjnego informatyka. Kilkanaście sekund i telefon działał. 

Zrobiłem najprostszą rzecz jaką można było zrobić. Otworzyłem książkę telefoniczną i zadzwoniłem pod "mama". Odebrała kobieta z niepewnym głosem, przedstawiłem się i spytałem o właściciela telefonu. Oświadczyła, że to jej syn. Zgubił kilka godzin temu ten telefon i nadal rozpacza nad stratą. Powiedziałem gdzie ma się zgłosić i już po 45 minutach miałem go u siebie. Wezwałem nawet do siebie kolegę by mu pokazać, że praca policjanta nie polega na tym, aby jak najprędzej pozbyć się problemu, ale jak najkorzystniej sprawę wyjaśnić.



Jacek

16 stycznia 2021

Z pamiętnika policjanta: traktor.

          Przyjechał do mnie na komisariat  policjant ruchu drogowego zaprowadzić trochę porządku na drogach. Wiadomo, że miejscowy policjant powinien dbać o przychylność mieszkańców, przydaje się ona w trakcie prowadzonych spraw karnych. Informacje od mieszkańców bywały bezcenne.

Jeździliśmy razem po wsiach. Około godziny 17.00 widzimy traktor z doczepioną z tyłu broną która ciągnęła się po asfalcie rysując go zamiast być podniesiona. Kierujący nie chciał się zatrzymać, musiałem wskoczyć do jadącego pojazdu i wyłączyć zapłon. 

Okazało się, że kierujący miał ponad 3 promile alkoholu w wydychanym powietrzu. Na pytanie dlaczego w takim stanie jedzie odpowiedział: "przecież pole trzeba orać". 

Teraz co zrobić z traktorem? Nie może zostać na jezdni. Ściągnąć lawetę i odholować na parking, co wiązałoby się z utratą ciągnika na zawsze, bo nie byłoby go stać na wykupienie jeżeli nie zrobiłby tego następnego dnia. Druga opcja to wskazanie przez kierującego osoby trzeźwej z uprawnieniami do kierowania ciągnikiem rolniczym. 

Szukamy więc kierowcy. Po przebadaniu 6 czy 7 wskazanych osób okazało się że wszyscy mieli powyżej promila alkoholu. Trafił się nam gość z 0.3 promila. Nasz rolnik: "panowie, ten musi być, bo o tej porze trzeźwiejszego we wsi nie znajdziemy" 😂

Nasza Polska wieś. O godzinie 17 już nikogo trzeźwego we wsi nie znajdziemy...



Jacek

 

13 stycznia 2021

Z Jackowego pamiętnika.

           Początek roku 1996, pracowałem w archiwum przy porządkowaniu dokumentacji pomilicyjnej. Trzeba było przebrać co zostawić do ewentualnego wznowienia w przyszłości, a co do zniszczenia. 

Wiele było ciekawych treści w notatkach, ale jedna utkwiła mi w pamięci do dziś.

          "Po przybyciu na miejsce wypadku okazało się, że na ulicy leży mężczyzna, to był denat. Podjąłem reanimację. Reanimacja nie przyniosła skutku, denat nadal był martwy. Obok leżał pies, też denat." 😂

          Sytuacja prawdziwa, moja: wyszedłem na jeden z moich pierwszych patroli. Czym można uszczęśliwić "świeżaka" jak nie patrolem pieszym. Patrolując dumnie park, zobaczyłem kobietę jak wskazuje nas dziecku i mówi: "popatrz wnusiu, jak się nie będziesz uczył, będziesz pracował jak ci panowie"

By nie zniechęcić na dziś już koniec. 

Niedługo się znowu odezwę, bo mi się pewna historia przypomniała. 😁


Jacek

10 stycznia 2021

Pamiętnik


         Nie wiem ile osób wie o tym, że byłem kiedyś policjantem. Służyłem prawie od początku prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego, a zakończyłem z końcem prezydentury Bronisława Komorowskiego. Nie wiedziałem jeszcze, że kolejny rząd przemianuje Policję w Milicję Państwową, ale coś mi podpowiadało, żeby stamtąd odejść. Jednak jest to odrębny temat.

        Podczas tych kilkunastu lat przeżyłem sporo ciekawych, czasem drastycznych, czasem nawet śmiesznych sytuacji. 

Teraz po latach żałuję, że nie prowadziłem pamiętnika bo wiele wątków uleciało całkowicie z pamięci, a było by o czym opowiadać wnukom. 

         Pracując na wioskowym, siedmioosobowym komisariacie, niedzielny dyżur w pojedynkę zapowiadał się spokojnie. Nagle telefon z jednostki powiatowej: "udaj się do miejscowości ... sołtys znalazł zwłoki w mieszkaniu". 

Po przybyciu na miejsce okazało się, że mieszkanie jest zamknięte i podejrzewają tylko zgon sąsiada. Krótki wywiad: sąsiad od kilku dni nie był widywany. Drabina pod okno, faktycznie ktoś leży na podłodze przy łóżku. Szybko wspólnie z sołtysem wyważyliśmy drzwi. Zaduch w mieszkaniu był paskudny, ale nie był to zapach ludzkich zwłok. Nacisnąłem mu na tchawicę i wyszło powietrze z minimalnym ruchem. Telefon do dyżurnego: "dawaj mi tu szybko karetkę bo Twoje zwłoki ożyły"

Mężczyzna niespełna sześćdziesięcioletni został odratowany. Po paru tygodniach w rozmowie z lekarzem interweniującym, dowiedziałem się, że był odwodniony, w stanie skrajnego wyczerpania i po kilku kolejnych godzinach nie było by już co ratować. Nie wiem jak to nazwać? Tak po prostu miało być, to jeszcze nie był jego czas? 



Pamiątkowe zdjęcie z wnukiem Grażynki, które się zachowało.


Jacek