19 stycznia 2021

Z Jackowego pamiętnika - Biuro Rzeczy Znalezionych

           Ostatnie pięć lat pracowałem w Komendzie Powiatowej jako dzielnicowy. Częścią obowiązków dzielnicowego było prowadzenie różnych drobnych spraw np. kradzieży, które ze względu na niewielką wartość kwalifikują się na wykroczenie, a nie przestępstwo. Trzy takie sprawy opiszę w kolejnych postach gdyż różniły się od wszystkich pozostałych. 

Dziś opowiem coś innego. 

Zdarzało się, że ktoś znalazł cudzą rzecz i przyniósł na policję. Pewnego dnia dyżurny przyjął znaleziony telefon komórkowy. Dostał go kolega z pokoju obok. Co ten "biedak" miał teraz z tym telefonem począć? Za godzinę kończymy dyżur, a tu chłop dostał problem na głowę. Jak na geniusza przystało znalazł najprostsze rozwiązanie aby się telefonu pozbyć, a się nie napracować. Odda telefon do Biura Rzeczy Znalezionych. 

Poinformował mnie niezwłocznie, oczekując zapewne pochwały za swoją błyskotliwość. Spytałem go czy wie, że ten telefon poleży tam 2 lata, nikt się po niego nie zgłosi, bo raczej nikt nie szuka zgubionego telefonu w takich miejscach. Po dwóch latach nie będzie się już nadawał do użytkowania i zostanie zniszczony. 

On na to: "To co mam zrobić?"

- Jak to co? Odnaleźć właściciela.

Zrobił tak głupią minę, że aż mi się go szkoda zrobiło. " Jak? nie da się."

Wszystko się da. Daj mi ten telefon, a właściciel lub inna osoba przez niego wskazana, zgłosi się po telefon w ciągu godziny. 

Roześmiał się jakby usłyszał dowcip stulecia, ale telefon oddał. Był zabezpieczony hasłem więc o pomoc musiałem poprosić policyjnego informatyka. Kilkanaście sekund i telefon działał. 

Zrobiłem najprostszą rzecz jaką można było zrobić. Otworzyłem książkę telefoniczną i zadzwoniłem pod "mama". Odebrała kobieta z niepewnym głosem, przedstawiłem się i spytałem o właściciela telefonu. Oświadczyła, że to jej syn. Zgubił kilka godzin temu ten telefon i nadal rozpacza nad stratą. Powiedziałem gdzie ma się zgłosić i już po 45 minutach miałem go u siebie. Wezwałem nawet do siebie kolegę by mu pokazać, że praca policjanta nie polega na tym, aby jak najprędzej pozbyć się problemu, ale jak najkorzystniej sprawę wyjaśnić.



Jacek

16 stycznia 2021

Z pamiętnika policjanta: traktor.

          Przyjechał do mnie na komisariat  policjant ruchu drogowego zaprowadzić trochę porządku na drogach. Wiadomo, że miejscowy policjant powinien dbać o przychylność mieszkańców, przydaje się ona w trakcie prowadzonych spraw karnych. Informacje od mieszkańców bywały bezcenne.

Jeździliśmy razem po wsiach. Około godziny 17.00 widzimy traktor z doczepioną z tyłu broną która ciągnęła się po asfalcie rysując go zamiast być podniesiona. Kierujący nie chciał się zatrzymać, musiałem wskoczyć do jadącego pojazdu i wyłączyć zapłon. 

Okazało się, że kierujący miał ponad 3 promile alkoholu w wydychanym powietrzu. Na pytanie dlaczego w takim stanie jedzie odpowiedział: "przecież pole trzeba orać". 

Teraz co zrobić z traktorem? Nie może zostać na jezdni. Ściągnąć lawetę i odholować na parking, co wiązałoby się z utratą ciągnika na zawsze, bo nie byłoby go stać na wykupienie jeżeli nie zrobiłby tego następnego dnia. Druga opcja to wskazanie przez kierującego osoby trzeźwej z uprawnieniami do kierowania ciągnikiem rolniczym. 

Szukamy więc kierowcy. Po przebadaniu 6 czy 7 wskazanych osób okazało się że wszyscy mieli powyżej promila alkoholu. Trafił się nam gość z 0.3 promila. Nasz rolnik: "panowie, ten musi być, bo o tej porze trzeźwiejszego we wsi nie znajdziemy" 😂

Nasza Polska wieś. O godzinie 17 już nikogo trzeźwego we wsi nie znajdziemy...



Jacek

 

13 stycznia 2021

Z Jackowego pamiętnika.

           Początek roku 1996, pracowałem w archiwum przy porządkowaniu dokumentacji pomilicyjnej. Trzeba było przebrać co zostawić do ewentualnego wznowienia w przyszłości, a co do zniszczenia. 

Wiele było ciekawych treści w notatkach, ale jedna utkwiła mi w pamięci do dziś.

          "Po przybyciu na miejsce wypadku okazało się, że na ulicy leży mężczyzna, to był denat. Podjąłem reanimację. Reanimacja nie przyniosła skutku, denat nadal był martwy. Obok leżał pies, też denat." 😂

          Sytuacja prawdziwa, moja: wyszedłem na jeden z moich pierwszych patroli. Czym można uszczęśliwić "świeżaka" jak nie patrolem pieszym. Patrolując dumnie park, zobaczyłem kobietę jak wskazuje nas dziecku i mówi: "popatrz wnusiu, jak się nie będziesz uczył, będziesz pracował jak ci panowie"

By nie zniechęcić na dziś już koniec. 

Niedługo się znowu odezwę, bo mi się pewna historia przypomniała. 😁


Jacek

10 stycznia 2021

Pamiętnik


         Nie wiem ile osób wie o tym, że byłem kiedyś policjantem. Służyłem prawie od początku prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego, a zakończyłem z końcem prezydentury Bronisława Komorowskiego. Nie wiedziałem jeszcze, że kolejny rząd przemianuje Policję w Milicję Państwową, ale coś mi podpowiadało, żeby stamtąd odejść. Jednak jest to odrębny temat.

        Podczas tych kilkunastu lat przeżyłem sporo ciekawych, czasem drastycznych, czasem nawet śmiesznych sytuacji. 

Teraz po latach żałuję, że nie prowadziłem pamiętnika bo wiele wątków uleciało całkowicie z pamięci, a było by o czym opowiadać wnukom. 

         Pracując na wioskowym, siedmioosobowym komisariacie, niedzielny dyżur w pojedynkę zapowiadał się spokojnie. Nagle telefon z jednostki powiatowej: "udaj się do miejscowości ... sołtys znalazł zwłoki w mieszkaniu". 

Po przybyciu na miejsce okazało się, że mieszkanie jest zamknięte i podejrzewają tylko zgon sąsiada. Krótki wywiad: sąsiad od kilku dni nie był widywany. Drabina pod okno, faktycznie ktoś leży na podłodze przy łóżku. Szybko wspólnie z sołtysem wyważyliśmy drzwi. Zaduch w mieszkaniu był paskudny, ale nie był to zapach ludzkich zwłok. Nacisnąłem mu na tchawicę i wyszło powietrze z minimalnym ruchem. Telefon do dyżurnego: "dawaj mi tu szybko karetkę bo Twoje zwłoki ożyły"

Mężczyzna niespełna sześćdziesięcioletni został odratowany. Po paru tygodniach w rozmowie z lekarzem interweniującym, dowiedziałem się, że był odwodniony, w stanie skrajnego wyczerpania i po kilku kolejnych godzinach nie było by już co ratować. Nie wiem jak to nazwać? Tak po prostu miało być, to jeszcze nie był jego czas? 



Pamiątkowe zdjęcie z wnukiem Grażynki, które się zachowało.


Jacek