27 września 2018

I przyrzekam, że Cię nie opuszczę aż do śmierci!

Pierwszej mojej czy Twojej, tego nie wiem 😊
Ale do śmierci będę z Tobą, obok Ciebie, każdego dnia będziesz zaprzątał moje myśli i miał specjalne miejsce w sercu mym, Fadziochu kochany 💟
To nie po Ciebie jechaliśmy, ale Ty nas sobie wybrałeś. Wiedziałeś co robisz 😉
Wiedziałeś, że nawet jak zeżresz nam pół chałupy to i tak Cię nie zawieziemy z powrotem do schronu. Wpadaliśmy na różne pomysły, żeby zabezpieczać się przed Twoimi zębami, ale średnio cokolwiek pomagało.
Niedługo minie rok jak jesteś z nami i jest już lepiej 👱 chociaż nadal zabezpieczamy szafki żebyś z nich wnętrzności nie wypruwał i nadal wchodzimy do domu z lekkim stresem co możemy zastać...


Ostatnio wpadliśmy na pomysł, że sprowadzimy Ci kumpla, no żebyś nie czuł się taki samotny (w końcu koty są 3, mają siebie) i żeby ten lęk separacyjny się zmniejszył.
I zobaczyłam te błękitne oczy 👀



Zadzwoniłam, umówiłam się i pojechaliśmy na spotkanie z Bobo 😍
Bobo to szczęściarz. Został wyrwany ze schroniska jako szczeniak przez cudowną wetkę, z jeszcze cudowniejszym serduchem. Dom był szukany nie dlatego, że się znudził, ale po to żeby zrobił miejsce bardziej potrzebującemu psu. Pani Marika przygarnia głównie staruszki 😃
Fado i Bobo zaprzyjaźnili się niemal natychmiast. Pobiegali, pohasali i umówiliśmy się na za 2 tygodnie, że zabierzemy Bobasa do nas na weekend, aby się przekonać czy damy radę: my i psy również. Bardzo się cieszyłam, że Pani Marika stwarza nam taką możliwość.
Wróciliśmy w umówionym terminie i co?
Ano Fado jakiś bez entuzjazmu, nasza piękna wetka też, kilkuletni synek wtulony w mamę i JA - ta straszna, która chce z domu wyrwać psa 😞
Wiedziałam, że Bobuś zostaje, że dla domowników Bobo jest bardzo ważnym członkiem rodziny.
Nie poczułam żadnego żalu, wręcz odwrotnie, ucieszyłam się, że to tak szybko wypłynęło i zaoszczędziliśmy stresu wszystkim, a najbardziej psom 😊
Bardzo dużo zyskaliśmy: cudownego lekarza dla naszego zwierzyńca zaledwie 13 km od domu 💗
FOX klik i do tego również mobilnego 😉

Chłopcy chyba zrozumieli, że wszystko zostaje po staremu bo jakby się rozkręcili 😜


Tak więc Fado w swym gatunku pozostaje nadal jedynakiem 💃
Ale chyba nie ubolewa nad tym...
Niedługo odwiedzimy kolegę to sobie pobrykają 😀


Chodzimy na spacery


Biega ze swoim panem


Poluje na sarny... 😠😈 (no dobra, płoszy je 😝)



Następnie studzi zgrzane członki zażywając kąpieli błotnych 😂


a czasem i tych przymusowych, doprowadzających do względnej czystości, które (jego zdaniem wyrażonym miną) nie sprawiają tyle radochy co błoto 😏


Oczywiście również rowerem jeździmy 😆


i pływamy (zapomniałam stroju 😝)


Spędzamy razem wspaniałe chwile i za nic w świecie bym Cię nie oddała. Nikomu.
Nawet nie wiesz, moja psinko, ile razy poprawiłeś mi nastrój (a ile wkurzyłeś!), czasem wystarczy Twoje tępe spojrzenie, żebym się śmiała do łez 😂
Jesteś mądrym psem, ale rozpieszczonym przeze mnie do granic możliwości 💗 i zapewne tak już zostanie.
Nie potrafię się na Ciebie złościć...
I bardzo mi przykro, kiedy muszę Cię zostawiać (idąc do pracy) na wiele, wiele godzin.
Niestety, muszę pracować żebyś miał godne życie 😉 Ty i kotełki 😊
Niedługo będzie pierwsza rocznica naszego wspólnego życia i już dziś mogę Ci obiecać smaczny mięsny tort typu BARF, który sama dla Ciebie zbilansuję 😎
Niech Twoje łapki, pieseczku, jeszcze długo, długo stukają o podłogę 💕💕💕



Twoja Rodzina 💑

21 września 2018

Złota Góra

Jacek:
Złota Góra to wzniesienie o wysokości 235 m n p m, w paśmie morenowych wzgórz szymbarskich. Tyle formułki. Jest to bardzo ładne miejsce widokowe.
Oprócz Pomnika Bohaterów Ruchu Oporu,


jest tu wieża widokowa i jezioro, wokół którego, co roku organizowany jest bieg na 10 km.
Ponadto w każdą pierwszą niedzielę lipca organizowany jest tam festyn kaszubski, zwany świętem truskawki lub truskawkobraniem.


Jest to największa impreza plenerowa na Kaszubach. W 2005 roku, w ciągu jednego dnia sprzedano prawie 2 tony truskawek. Do tej pory rekordu tego nie pobito, choć  niewiele brakowało.

Grażyna:
Złota Góra to rzeczywiście piękne krajobrazowo miejsce. Pierwszy raz trafiliśmy tam nie na bieg, a podczas wycieczki rowerowej.
Lubię tam wracać... 😊


posiedzieć na schodach... 😜


powdychać dym ze skwierczących kiełbasek z rożna... - dla biegaczy 😏


popatrzeć na moich dwóch wariatów...  💕


Tak zwyczajnie lubię to miejsce.

Jacek:
My w tym roku, tak jak i w poprzednim, byliśmy tam na biegu.


Trasa w około jeziora Brodno Wielkie.
W ubiegłym roku biegłem sam uzyskując czas 48:22 i 128 miejsce ( nie wiem czy brutto, czy netto) a w tym roku z Fado mieliśmy czas 47:22 brutto i 47:03 netto z miejscem 113.
Pewnie Fado mi trochę pomógł. trasa dosyć wymagająca o zróżnicowanej nawierzchni i długimi podbiegami.


Grażyna:
Kiedyś Cię zdyskwalifikują za doping 👾😅😝


Grażyna i Jacek

9 września 2018

Urlop, urlopik, urlopuńcio :-D

Grażyna:



I wszystko jasne!!!
Nasz mini urlop zaczął się w środę ok 10 (moment wyjazdu) i zakończył w niedzielę ok 16 (powrót).
To był cudowny, intensywnie spędzony czas 😍
W drodze...


Oczywiście pierwsze kroki skierowaliśmy TUzwyczajnie nie mogło być inaczej 😅


Polecamy to miejsce z czystym sumieniem! Od lat nic nie zmieniło się w smaku, są tak samo pyszne jak 5 lat temu 😋
Po takim kebabie zawsze jest moc! 💪💪💪
Następne kroki skierowaliśmy nad Niegocin. Taki był plan, iść tam gdzie kochaliśmy przebywać 💖







Nie wiem co musiałoby się wydarzyć, żebym przestała kochać to miejsce...
Tam jest mój dom, bo "dom mój gdzie serce moje"!


Pierwsze dwie noce spaliśmy u Beatki, kociętnikowej mamy 💓
O Bracie Kocie i kociętniku pisałam już nie raz.
W środę po pierwszym oblocie miasteczka (tam komunikacja nie jest potrzebna, wszędzie można dojść na własnych nogach, tudzież dojechać na rowerze GROM 😀), pojechaliśmy do Beatki na pyszną tartę i pierogi. Spotkaliśmy się także z Marią, jeszcze "większą" kociętnikową mamą 💓
Było super, dziękuję kobietki 😙
Wieczorem, mi i Beacie, bananowy uśmiech nie schodził z twarzy 😜


Noc przespałam jak niemowlę, już nie pamiętam kiedy ostatni raz tak dobrze mi się spało...
W czwartek wstaliśmy ok 9, zjedliśmy śniadanie i myknęliśmy do Pozezdrza, miejsca, gdzie jeszcze 3 lata temu mieszkaliśmy.


Jacek miał w planie bieg z psiurem,


a może nawet pisiorem... 😂


Natomiast ja powędrowałam na swoje ulubione ścieżki i ścieżynki 😍

                                      



Jacek przebiegł 7 km, ja tyle przeszłam już nie z jednym, a z pięcioma bananami na twarzy.
Czułam się wspaniale! szczęśliwa! u siebie!
Nareszcie wiem co dolega mojej psyche 😇

Oczywiście Jacek szybciej skończył bieg niż ja spacer, więc przyszedł po mnie na rozdroże 😉

Po spacerze i biegu pojechaliśmy do Węgorzewa.
Obiadek zjedliśmy TU, ale mocno nas rozczarował 😣
Porcje w stosunku do ceny ok, ale mięsa chyba nikt tam nie potrafi robić. Swoją porcję schabu i karkówki oddałam psu (nie powinnam tego robić, wiem), bo miałam wrażenie, że szybciej podeszwę buta będę w stanie przeżuć 😛
Do tego łódeczki z ziemniaków kupione w L albo B i surówki.
No dobra, piwo było ok 😤


Po obiedzie poszliśmy pokłonić się Mamry 💞




Piękny spacer w piękne miejsce i to nic, że nogi wchodziły nam w cztery litery 😏
Czwartek dobiegał końca, wróciliśmy do Beatki.
Czekała na nas przepyszna carbonara tak pikantna, że następnego dnia trudno było się załatwić bez pieczenia w okolicy... no w okolicy.



Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, zrobiliśmy sobie psychoterapię w wersji mini light i poszliśmy spać ok północy 😮

Piątek był częściowo dla Kociętnika BRAT KOT. Pogoda też raczej barowa (ale tylko tego jednego dnia).
Pomogłam trochę Beatce przy porządkach - oj jest co robić przy 70 kotach 😎
Każdy chce pełną michę i czystą kuwetę... i głaski oczywiście 😊
I każdy kto nas czyta może wesprzeć kotełki karmą, żwirkiem czy grosikiem 💕 albo zadzwonić, napisać i zapytać co potrzeba w pierwszej kolejności 😃




Fado odwiedzał braci mniejszych bez pewności siebie... No cóż, mieć w domu zapach 3 kotów, a czuć 70 to zapewne "niewielka" różnica 😂


Ja - zabrałabym do domu przynajmniej ze trzy... gdyby nie zdrowy (?) rozsądek 😜



To maleństwo ze zdjęcia skradło moje serce i naprawdę żałuję, że nie mogę go zabrać...
Kiedy ja przytulałam koteczki, Jacek przeprowadzał nas od Beaty do wykupionego pokoju. 
Może niezupełnie wykupionego, ponieważ na ten nocleg była licytacja w Kociętniku i nam się udało 😆
Nocleg na licytację wystawiło http://nocleggizycko.pl/ 
Z czystym sumieniem miejsce godne polecenia, tym bardziej, że mamy porównanie jeżdżąc tu 
i ówdzie.

Tego dnia zjedliśmy kebaba u Turka przy Warszawskiej. 
Kebab duży, świeży, ale zupełnie bez smaku 😦 a szkoda, bo droższy od tego naszego ulubionego, a kubki smakowe nie były zadowolone 😕

Jednak przez dwa dni mieliśmy siebie tylko dla siebie...
To było piękne 💕 
Tyle miłości, czułości i... wspomnień 😍
Bez pośpiechu, stresu, sprzątania, gotowania i napięć 😀

Sobota przyszła tak samo szybko jak czwartek i piątek 😢
Pojechaliśmy do Harszu.
Jacek na treningową piętnastkę,


ja na spacer.



Harsz to mała, ale bardzo malownicza wioska, położona nad jeziorem Harsz, w której zawsze wyczekiwałam przylotu bocianów wiosną. Od 20.03. każdego roku jeździłam rowerem, żeby cieszyć się oznakami wiosny 😊
Zazwyczaj przylatywały ok 25.03.
Tu nawet krowy są bardziej przyjazne 😤


W drodze powrotnej bardzo chciałam zobaczyć jedno miejsce... moją NAJUKOCHAŃSZĄ ścieżkę biegową. To właśnie na niej tłukłam dziesiątki km przygotowując się do półmaratonu, a później maratonu


Czuliśmy się już trochę zmęczeni. Odwiedziliśmy jeszcze Wzgórze Brunona (moje ulubione miejsce "ucieczek" gdy było mi źle), z którego roztacza się piękny widok na Niegocin.
Zjedliśmy kolejnego kebaba w naszym ulubionym miejscu, Jacek zapłacił podatek od marzeń 😂 


i wróciliśmy do pokoju odpocząć.

Niedziela była już tylko dniem pożegnalnym.
Wstaliśmy rano, zjedliśmy śniadanie i poszliśmy na ostatni spacer...




Ciężko rozstawać się z ukochanym miejscem, ale czekały na nas obowiązki.
Myślimy o powrocie TAM na starsze lata 💕 i na ZAWSZE! 😍


Każdy może mówić za siebie, ale dla mnie to miejsce ma szczególny wydźwięk. 
To w Giżycku przeżyłam najpiękniejsze chwile swojego życia, ale i też te bardzo ciężkie.
Jestem szczęściarą! Wiem, gdzie jest mój dom, moje miejsce na ziemi... 


Do widzenia domku wkrótce 💞


Jacek:
Trudno mi cokolwiek napisać, gdyż Grażynka napisała o wszystkim. Czekałem na ten wyjazd. Giżycko nie jest moim rodzinnym miastem, ale kilka lat tam mieszkałem, pracowałem i poznałem te okolice, jak bym się tam urodził.
Miasto "żyje" w sezonie letnim, poza sezonem zamiera.
O godzinie 20 ulice pustoszeją, miasto śpi.
To jest bardzo fajne dla tych co lubią ciszę i spokój, a nie chcą wyjeżdżać na wakacje, bo wakacje "przyjadą" do nich.
A takich ścieżek biegowych jakie są w Pozezdrzu próżno szukać tam gdzie teraz mieszkamy.
Na pewno w przyszłym roku też będziemy chcieli tam pojechać, może uda się na trochę dłużej odwiedzając jeszcze parę miejsc za którymi tęsknimy.



Grażyna i Jacek