"Kościół pustoszał.
Odświętnie ubrana gromadka ludzi szła w stronę Stręgielka. Anton wskazał rozmyty deszczem kopiec na którym kiedyś stała chata.
- No i widzicie - zaczął - co pozostało po zemście małych motek i bogatym kapeluszniku.
Chciwiec z kapelusznika był straszny, a że wtedy obyczaj nakazywał włożenie do trumny zmarłego chłopa kapelusz, a białce chustę z długimi frędzlami, to w czasie morowej zarazy dla kapelusznika nastały złote czasy. Zatrudnił nawet 2 pomocników: Franca i Andraska, bo sam nie dawał rady.
Chłopcy robili kapelusze, a kapelusznik jeździł do Lecu, Węgoborka czy Gumbina po filce, złotą, równo przyciętą słomę, długie sitowie czy białe wiórki miękkie jak rączka dziecka.
Kto bogatszy fundował sobie kapelusz filcowy, biedniejsi z białych wiórków, a biedota z sitowia i słomy.
W komorze piętrzyły się bele filcu, snopy słomy, pęczki sitowia, a kapelusznik dokładał i dokładał świeżego towaru.
Zaraza zbierała swe żniwo, a drzwi izby przestały się zamykać, bo ciągle ktoś wchodził i prosił o kapelusz natychmiast. Diabeł podszepnął kapelusznikowi coś, co chytrusa bardzo ucieszyło.
Zaczął brać zapłatę wyłącznie w pieniądzach, a przy zamówieniu kazał wpłacać połowę wartości.
Nieszczęśliwi ludzie wyciągali ostatnią monetę z zawiniątka i dawali niegodziwcowi...
Aż przyszedł czas, że w izbie wisiało bardzo dużo kapeluszy, których nie było komu odebrać, bo śmierć zabrała ręce bliskich i zatroskanych.
Kapelusznik ruszył do okolicznych miast i wsi sprzedać kapelusze. Jego sakiewka pęczniała i już myślał o kupnie drugiego konia, gdy zauważył lękliwe spojrzenia swoich pracowników.
Franc i Andras co i rusz ze strachem zerkali w stronę komory z zapasami materiałów na kapelusze.
Franc nie wytrzymał lęku i pewnego dnia uciekł.
Nie wytrzymał tego kapelusznik, zlał Andrasa za wszystko co poczęło majstra niepokoić, ale postanowił otworzyć zaryglowane drzwi do schowka.
Gdy to zrobił z komory buchnął obłok drobnych motyli, a podłoga izby zaroiła się rzeką myszy.
- Panie majster - jęknął Andras - czy to nie są dusze tych, co wpłacili za kapelusze, a nie zdążyli ich odebrać?
- To tylko motki! - krzyczał kapelusznik, ale w duszy coś mu zadrgało i mocno zaniepokoiło.
Andras uciekł na podwórze, a za nim kapelusznik. Sprawdził wiszący na szyi trzosik i powędrował drogą do Węgoborka.
- Niech zabierają swoje kapelusze - mamrotał pod nosem - niech cieszą się zawartością komory! Niech słońce spali im skrzydła, tak jak piach suszy ich kości! Niech...
Węgobork powitał go biciem dzwonów, które biły jak dzień długi, tak, jak się to czyni na czas wojny, pożogi, zarazy...
Chaty miały okna zabite deskami, na drzwiach wapnem malowany szeroki, biały pas i ani żywej duszy.
Przy którejś chacie wysunięta ręka podawała mu kawałek chleba. Skierował się w stronę kościoła. Szeroko otwarte drzwi ukazały chłodny mrok i dużą beczkę wypełnioną pachnącą ziołami wodą. Pił łapczywie by ugasić pragnienie i wielki żar w piersi, który dręczył go przez całą drogę.
Światła latarni nocnych stróżów wskazywały drogę wozom wypełnionym słomą, a na nich ciała zmarłych, ułożone byle jak, bose i często w skąpej odzieży. Sunęły gdzieś za miasto...
Kapelusznika ponownie otoczył rój motek, a dziesiątki myszy właziły pod kapotę i przypalały jak ogniem utrudzone ciało...
Dzwonnika nie zdziwiło martwe ciało na progu kościoła, gdy szedł rano głosić światu czas zarazy. Zdziwiła jedynie prawa dłoń, kurczowo zaciśnięta na woreczku zawieszonym na szyi.
- No i powiedzcie sami - zapytał Anton kończąc opowieść - jest sprawiedliwość na świecie, czy jej nie ma?"
Chyba troszkę mnie przytłaczają te smutne, ale jakże mądre legendy...
Czy jest sprawiedliwość? Tam gdzie bogactwo i przepych - wątpię. Temat można by rozwijać w nieskończoność. Ci przy "korycie" myślą o tych co głodni...? Wystarczy się rozejrzeć.
Czy gdyby była sprawiedliwość, istniały by kraje gdzie nie ma szkół, a dzieci umierają w męczarniach, z głodu...
Niech każdy odpowie sobie sam...
A na koniec, żeby tak całkiem smutnawo nie było wrzucam fotkę, którą zatytułowaliśmy "Szczyt lenistwa na wsi!" ;-D
Grażyna