Na kolejny dzień zaplanowaliśmy krótką wizytę w Toruniu i powrót do Lubichowa.
Po spacerku w Chełmnie, jeszcze przed godz 9.00 wyruszyliśmy do Torunia. Przez pierwsze kilka kilometrów jechaliśmy ścieżką rowerową, lecz w Stolnie wyjechaliśmy znowu na DK91 i tak pomknęliśmy już do samego Torunia. Dopiero na przedmieściach znowu zjechaliśmy na ścieżkę.
Przed godz 11.00 byliśmy na miejscu.
Miasto wielkie i stare, nie mieliśmy niestety noclegu by móc cały dzień przeznaczyć na zwiedzanie, ani przewodnika by nic nie przeoczyć co godne zobaczenia.
Postanowiliśmy najpierw znaleźć cmentarz po drugiej stronie Wisły i odwiedzić dziadka Grażynki.
Gdy wracaliśmy na Starówkę zatrzymaliśmy się na moście, wiodącym przez Wisłę, by zrobić parę fotek:
Na spacer spauzowaliśmy Endo, więc nie widać kilometrów które wychodziliśmy (mapki brak z powodu braku programu do jej obrobienia, cóż... nie nasz komp i net ;-P).
Kiedy zbliżała się 14.00 zaczęliśmy się zbierać do wyjazdu, czekało nas 120 km jazdy a chcieliśmy zdążyć przed zmrokiem.
Pomimo że jechaliśmy bardzo szybko to co godzinę musieliśmy robić przerwy. Psina się strasznie niecierpliwiła i "awanturowała" w plecaku. Pomimo tego szalonego pędu przed nocą nie zdążyliśmy.
Ostatni odpoczynek o zachodzie słońca i 20 km jazdy po ciemku.
Grażyna:
Na upartego nocleg by się znalazł, ale...
Toruń to moje rodzinne miasto :-) ale nawet przewodnik by nam nie pomógł skoro mieliśmy bardzo okrojony czas, byliśmy zmęczeni i właściwie to chciało mi się posadzić tyłek i nie ruszać z miejsca. A na myśl, że mam tyle km przed sobą robiło mi się dziwnie w środku.
Dziś na wszystko patrzę inaczej, bo już z boku, i wiem że coś tam znowu pokonałam, ale czasami zastanawiam się czy warto i po co to robię...
Te pytania wracają jak bumerang w momentach bardzo silnej niemocy fizycznej i psychicznej.
Gdy mija, wiem że warto :-)
Starówka Torunia jak i Gdańska dla mnie zawsze pozostaną najpiękniejszymi :-) Toruń jest i stary i nowy, wolę tę jego starszą część, zawsze wolałam :-)
Miałam jeszcze pstryknąć krzywą wieżę, jednak potraktowałam ją po macoszemu :-o ale Placu Rapackiego nie ominęłam :-) To miejsce, które w dzieciństwie kojarzyło mi się z początkiem fajnego spaceru, lodami i zakupami :-D
Z wielką ochotą i przyjemnością siedziałam na Nadwiślańskim Bulwarze :-) Lusia zresztą też ;-)
Wszystko co miłe szybko się kończy... czas było wracać do Lubichowa. Tym razem Lusia większość czasu spędziła na Jackowych plecach, co dało mi więcej siły na machanie nogami ;-) bo na przedmieściach Torunia wyprzedziliśmy pana na skuterku!!! :-O Chyba miał zepsuty ten skuterek... ;-P
Z Torunia wyjechaliśmy o 14.30, na miejscu byliśmy ok 21.
Następny dzień to trzymanie się z daleka od rowerów i spacer po Starogardzie Gdańskim oraz w okół jeziora Lubichowskiego :-)
Grażyna i Jacek
I jaki madry ten Wasz piesek! Taka piekna fotke Wam na koniec strzelila:-)
OdpowiedzUsuńEve
Ja Toruń zwiedzałam w tym roku po raz pierwszy i też byłam zachwycona ...choć akurat starówkę najpiękniejszą ma dla mnie od zawsze Wrocław :P Chyba takich wtopionych miłości z dzieciństwa obejść się nie da :)
OdpowiedzUsuń