5 sierpnia 2014

Szlakiem Mazurskich Legend - "Jankowa Droga" (22)

Upał. Od około miesiąca mamy upał i ani kropli deszczu, a potrzebny jest bez wątpienia. Dziś ze względu na upał, w poszukiwaniu kolejnych legend, wyruszyliśmy już o 6.30, zanim jeszcze słońce zacznie grzać. Poprzednim razem skończyliśmy na legendzie nr 23 z tym, że nie odnaleźliśmy 22 i teraz mieliśmy zacząć od niej. Legenda 22 nosi tytuł "Jankowa Droga". W lesie, w miejscu wskazanym na mapce, były drogi, ale która z nich Jankowa, tego nie odgadliśmy. Oznaczeń tam nie było żadnych, w tym wypadku gmina się nie postarała. Po godzinnym poszukiwaniu odpuściliśmy i pojechaliśmy z zamiarem szukania kolejnych legend, oczywiście "ścieżką rowerową". Po drodze zauważyłem tylko jedną tabliczkę leżącą w trawie, dalej droga była piaszczysta nieoznaczona, ciągnąca się przez łąki o wielu rozwidleniach. Jadąc nią uznaliśmy, że to błądzenie nie ma sensu, a do następnej legendy trzeba będzie pojechać asfaltem, ale to już innym razem.
Po około 35 kilometrowej porannej przejażdżce wróciliśmy do domu.

"Grupa chłopaków z Żabinki gnała co sił w nogach do wsi z krzykiem, że w starej, pustej po śmierci Petera chacie ktoś mieszka.
Janko ruszył do wsi za chlebem. Nikt nie pytał, skąd i dlaczego wybrał właśnie Żabinkę. Najważniejsze, że był potrzebujący a takiemu się nie odmawia.
Na pytanie, jak mu się żyje w chacie, odpowiadał z uśmiechem, jak pod płaszczem Najwyższego. Janko przyległ do wsi, a jej mieszkańcy uznali go za swego.
Gdy nadciągała zima i lód pokrywał jezioro, starym obyczajem prowadzono przez nie "drogę" na las. Zawsze to bliżej niż okrążanie całego jeziora.
Wytyczanie nowej drogi przez lód wymagało specjalnego obrzędu, którego nie wolno było łamać, bo sprowadzi wielkie nieszczęście, nie wolno było drogi wytyczać przed świętem Trzech Króli..
Oto zima przyszła wczesna, mroźna, śnieżna. Do okna Jankowej chaty zastukała dziecięca rączka.
-Janko, czas drogę przez jezioro prowadzić. Dziadek Wrencel nie pójdzie, bo chory i przy piecu leży... Antonek też nie, bo mu nogę w łupki wzięli.
Janko nakazał skrzyknąć dziatwę nad jeziorem. Przywiązał sznurem wyleniały kożuch i ruszył przed siebie prosto na rysujące się w oddali olsze. Szedł tak i szedł pewnie, odważnie, sam jeden, aż dzieciom z podziwu otwierały się usta. Kiedy jednym zdawało się, że widzą Janka małego, malutkiego jak wróbelek, inni nie widzieli go wcale. Czas mu wracać - szepnął Wencelowy wnuk. Odpoczywa na drugim brzegu uspokajał brat Antonka.
Następnego dnia ta sama rączka stukała do Jankowego okna.
-Janko, czy droga już gotowa?Janko! Janko! Odpowiada cisza. Janko nie wrócił! Nastało poruszenie. Kobiety gnały do chaty, mężczyźni szykowali sznury, sanki, sieci.
Kara boska, przekrzykiwały się baby. Naruszono spokój przed narodzeniem Chrystusa.
Mężczyźni ruszyli na lód całą gromadą, ciągnąc za sobą sanie i sprzęt. Gdy wracali była już noc, a gwiazdy rozświetlały wytyczony poprzedniego dnia trakt. Jankową drogę.
Jeszcze jedna dusza będzie grzała lód jeziora w listopadowe dni..."

Nasze dzisiejsze poszukiwanie Jankowej drogi nie przyniosło oczekiwanego skutku pewnie dlatego, że prowadziła ona po lodzie przez jezioro a jak wiadomo w sierpniu nie ma lodu  ;-)

Jacek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz