„Historia zatopionego
dzwonu” jest wydarzeniem rzeczywistym. Czas, miejsce i wydarzenia historyczne w Polsce, łączą się z legendą o Mateuszu i Celestynie.
"Odetchnęli
chłopi z ulgą gdy ostatni kloc drewna został sprawnie wrzucony na
błotnisty odcinek wiejskiej drogi przylegającej do jeziora. Błotne
topielisko było prawdziwą udręką. Koła wozów zapadały
się po osie, a konie ledwo brnęły. Żwir sypany na tę drogę
natychmiast znikał. Topiel połykała nawet kamienie.
Idzie granie!
Bo tak nazywano burzę z błyskawicami i grzmotami. Za ciemną chmurą
wisiała szara ściana ulewy, która zwaliła się już na
Pozezdrze, doszła być może do Stręgielka.
Zerwała
się wichura. Wygięły się nadbrzeżne wierzby i olsze. Zielone
wiechcie gałęzi plaskały o fale jeziora. Zrobiło się ciemno jak
nocą. W pośpiechu wyciągnięto ofiarne świece, zapalano i
wstawiano w okna.
Nawałnica
nad Kutami szalała. W szum wichury wtargnął potężny łoskot,
jakby pół nieba runęło na wieś. Poderwało ludzi. Pomimo
lęku, pośpiesznie narzucali na głowę chusty i kapoty, wybiegali z
chat, pędząc w stronę plebanii choć przemoczona odzież
pętała nogi.
Przerażone
ludzkie oczy ujrzały górę zwalonych kamieni, cegieł,
tynków, dymiących jeszcze pyłem. Na kościele nie było ani krzyża ani wierzy. Opodal, obrócony bokiem,
dygotał na ruchomej pryzmie gruzu i pojękiwał metalowym sercem
potężny dzwon. Dzwon jakby wahając się, a może żegnając,
nieznacznie obrócił się, ześlizgnął z podtrzymującego
gruzu i powoli, dostojnie począł staczać się po pochyłości
wzgórza wprost do jeziora Czarna Kuta. Odrętwiali ludzie nie
byli w stanie ruszyć się z miejsca. Do ich uszu dobiegł odgłos
uderzeń dzwonu: „Ste-fan, Ste-fan, Ste-fan”. I na koniec długie
„Steee...”
Dzwon przykryły fale jeziora.
Deszcz ustał, niebieskie granie oddaliło się. Pastor z opuszczoną głową, bez jednego słowa zawrócił w stronę plebanii. Zagubiona, całkiem oszołomiona gromada ludzi podążała za nim.
Czy do uszu waszych dotarło imię przekazane przez serce dzwonu? - spytał przyciszonym głosem. Czy zapamiętaliście to imię? Stefan był wielkim królem... Stefan Batory... umarł dawno i grób jego daleko - zatrzymał się dla zaczerpnięcia oddechu. Dziś pożegnał nas po raz wtóry i ostateczny. Właśnie tu, w maleńkiej mazurskiej wsi."
Po tym zdarzeniu, Kuty odwiedziła właścicielka majątku Krzewinka, Dorota Olszewska, która wysłała ludzi do odbudowania wierzy i zasponsorowała nowy dzwon. Jej nazwisko jest wykute na zewnętrznej stronie odlewu. Niestety nie udało mi się ustalić roku tego wydarzenia.
Po tym zdarzeniu, Kuty odwiedziła właścicielka majątku Krzewinka, Dorota Olszewska, która wysłała ludzi do odbudowania wierzy i zasponsorowała nowy dzwon. Jej nazwisko jest wykute na zewnętrznej stronie odlewu. Niestety nie udało mi się ustalić roku tego wydarzenia.
Jacek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz