4 sierpnia 2014

Szlakiem Mazurskich Legend - "Saga o Mateuszu i jego synu Celestynie" (15)

Jacek:
Gdy dojedziemy już do Kut, mamy cztery rzeźby w zasięgu wzroku. 
Obraz Krakowa, z którym Mateusz był związany od dziecka, i obraz dworu króla Stefana Batorego, który obdarzył go wysoką godnością i zaszczytami, boleśnie mu się oddalały i bladły. Czy w sercu został żal za minionym? Chyba nie, wszak Mateusz sam wybrał taki los. Za wierną służbę, król obdarował go majątkiem w odległych Kutach.
Mijały wiosny, ciepłe lata, złote jesienie i zimy tak śnieżne a mroźne, że podobnych w Krakowie nie było.
Celestyn rósł. Poznawał zakamarki obejścia, wsłuchiwał się też w głosy dobiegające ze szkoły, czasami podchodził bliziutko by nie uronić żadnego słowa.
Wieczorami królowała Amelia – kucharka, kazała się wsłuchiwać w lekkie odgłosy kroków za oknem, mówiąc, ze duch białobrodego starca szuka swoich śladów i pustelni. A żył on dawno, może sto lat, albo więcej – ciągnęła kucharka. Miał on krzyż Chrystusowy na piersi, ale mowa jego nie nasza, no i szata dziwna, szara, do ziemi, „kutio” zwana i może od niej poszła nazwa wsi. Celestyn słuchając zamierał w lęku.
Kiedy Celestyn sam próbował czytania to był moment w którym ojciec dostrzegł spełnienie swoich gorących pragnień i zaczęła się nauka. Najpierw 2 lata w Kutach pod czujnym okiem Mateusza, następnie w Węgoborku. Stąd też do Kut wieści o dużych postępach, jego pilności i wielkich zdolnościach, szczególnie do łaciny i greki. Przed Celestynem stanęły otworem podwoje prześwietnej Akademii Albertańskiej.
Pomimo wojny jaką król polski Zygmunt III Waza toczył ze szwedzkim Karolem IX, o tron północnego kraju, Celestyn wyruszył do Królewca – stolicy księstwa pruskiego. Przez dostojnego starostę węgorzewskiego, Andrzeja Kreyztzena, który bawił w Królewcu i zainteresował się wzorowym studentem z jego terenu, przekazał Celestyn informację rodzicom, zapewnienie o synowskiej pokorze i szacunku oraz spodziewanym wyjeździe do Wittenbergi, potem Lipska i Gissen na dalsze zgłębianie wiedzy.




Przed doktorem Celestynem Myślętą otwierają się sale wykładowe europejskich uczelni. Wykłada, teologię, filozofię,języki wschodnie. Do umiłowanego Królewca wraca jako naukowa sława. Otrzymuje katedrę na miejscowym uniwersytecie, wykłada hebrajski i teologię. Wśród licznych zajęć dużo pisze i publikuje dzieła o tematyce teologicznej. Odległe Kuty są już tylko jasnym i ciepłym wspomnieniem z dzieciństwa. Zwłaszcza gdy dotarła wieść o śmierci sędziwego ojca." 

Grażyna:
Czytając tą legendę przypomniała mi się historia czwórki rodzeństwa, ludzi starszych od nas. Ich rodzice byli dość ubodzy, a do tego ojciec ciężko zachorował i nie było komu zarabiać na chleb. Do kościoła chodzili o różnych porach, bo jedni czekali aż wrócą drudzy, żeby założyć kurtkę czy buty brata/siostry...  Wykształcili się wszyscy, cała czwórka ukończyła studia, a dwoje z nich Akademię Medyczną :-) co w tamtych czasach nie było takie proste, bo nie "produkowano" magistrów, inżynierów czy doktorów na pęczki. Student to był KTOŚ!
Rodzice powtarzali im, że nie mogą dać im nic, ale dopóki się uczą mają zapewniony dach nad głową i chleb. 
Jeśli ktoś chce być kimś, to bieda i pochodzenie nie jest wytłumaczeniem dla zwykłego lenistwa... gorzej jeśli brakuje wiary w siebie. 


Jacek i Grażyna 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz