2 września 2014

W Trójmieście...

Jacek:
Nasz pobyt w Trójmieście się wydłuża, postanowiliśmy wykorzystać to jak najaktywniej.
W sobotę 30.08. był kolejny Parkrun i kolejny rekord :) Pomimo zbyt szybkiego startu, to udało mi się prawie cały dystans przebiec szybko. Tylko trzeci kilometr biegłem powyżej 5 minut. Sam nie wiem jak mi się to udało. Czas według organizatorów 24:01.







Aż tak dobrego czasu się nie spodziewałem i nie wiem czy uda mi się jeszcze kiedyś pobiec szybciej. Pomimo tego, iż poprawiłem swój wynik o minutę w porównaniu do poprzedniego Parkrun, to jak wcześniej, byłem na 16 pozycji w swojej grupie wiekowej, a 92 ogólnej :-)

Po południu odpoczywałem przed "dyszką" dnia następnego, natomiast Grażynka poszła oglądać Gdańsk nocą :-)

Niedziela była dniem do którego przygotowywałem się ostatnie 2 miesiące przed wyjazdem.
I Gdański Bieg Piotra i Pawła na 10 km. Miałem złamać 50 minut...
Miałem... popełniłem ten sam błąd co w czerwcowym biegu Szlakiem Krutyni. Wystartowałem za szybko, po pierwszym kilometrze świadomie zmniejszyłem tempo, lecz nie odniosło to już oczekiwanego skutku. Z każdym następnym kilometrem moje tempo spadało. Pierwsze 5 km pokonałem w 25:46 min, pomimo usilnych prób utrzymania takiego samego poziomu w drugiej połowie, nie udało mi się. Przez 3 ostatnie kilometry miałem wrażenie, że nogi stają się coraz cięższe i coraz trudniej było postawić kolejny krok.
Na 200 metrów przed metą usłyszałem za plecami kroki, postanowiłem nie dać się już wyprzedzić i ostatkami sił dotarłem do mety z czasem 53:53 plasując się na 216 pozycji na 503 zawodników. Ścigającym się za moimi plecami dwóm osobom wyprzedzić się nie dałem.


Nie wiem czy udało mi się pobić swój własny rekord na 10 km z czerwca.
Tam dobiegłem z czasem 55:45 tyle, że według mojego Endomondo tamta dyszka miała długość 10 km 550 m, a ta tylko 9 km i 770 m, więc trudno powiedzieć.
Aby zmieścić się w 50 minut muszę jeszcze duuuużo ćwiczyć.

Grażyna:
I co ja biedny żuczek mogę napisać w odniesieniu do takiego wyjadacza tras biegowych... ;-P
Nie słuchał tych bardziej doświadczonych (w domyśle MNIE!) - to ma za swoje! ;-)
Mówiłam: nie daj się ponieść tłumowi!!!
Ale przecież testosteron i plemniki ZAWSZE są mądrzejsze... trzeba się było wykazać.
Gdy ujrzałam Jacka po pierwszych 5 km to nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać...


Po 8 km wiedziałam, że złamanej pięćdziesiątki nie będzie...
Jacek przebiegł dyszkę i na tym należy zamknąć temat :-)

Organizacja biegu bardzo fajna, koszulki jakościowo całkiem niezłe, w reklamówce na mecie duuuuużo płynów nawadniających ;-P




A ja?
No cóż, spróbowałam swoich sił marszobiegowych na 5 km... szkoda gadać, w nocy nie byłam w stanie stać na nogach :-(

Dzień przed biegiem Piotra i Pawła wybrałam się z młodym Kamilem na Gdańską Starówkę, na Święto Ulicy Mariackiej. Było cudnie!!! :-D

Ulica jest krótka, pełna cudnych kamieniczek. Snuli się po niej "przebierańcy",


opowiadano legendy... :-)


grano rockowo (chyba ;-P)


i poważnie również! (ujęcie o tyle ciekawe, że Pani wygląda jakby siedziała w akwarium :-D



A ulica emanowała swoim cudnym klimatem :-)
Mogłabym tak latać z aparatem do rana, ale to jakościowo nie ten aparat... :-/



... a może nie ten fotograf???? :-o No na bank brakuje mi minimum 2 obiektywów i KONIECZNIE w statyw musimy zainwestować :-)


Wyspę spichrzów pamiętam jako "stertę złomu", a teraz aż miło popatrzeć :-D

Wszystko nocą było jakieś bardziej piękne niż za dnia...



Diabelski Młyn... Kusił bardzo, w szczególności panorama, ale cena biletów nas odsunęła od zamiaru skorzystania z tej przyjemności...


A na Długiej malowanie sprajami - dla mnie majstersztyk :-)





Spacer zakończyliśmy przy wyskakującej wodzie ;-)


i śpiących lwach :-D (były cztery - 2 śpiące i 2 czuwające)



Jacek odpuścił nocne wałęsanie bo nogi oszczędzał, ale ma czego żałować, i tyle!
Nasz czas tutaj dobiega końca.
Mieliśmy wracać do domu już jutro, ale coś ważnego (dla nas i nie tylko dla nas) odwlekło wyjazd do niedzieli. Tzn chciałam już w piątek, ale Jacek chce jeszcze Parkrun-a zaliczyć w sobotę... pewnie ma nadzieję na złamanie 24 min hihi ;-) Oczywiście życzę mu tego z całego serducha :-D

W sumie miałam pisać o czymś zupełnie innym, a zrobiło się "sprawozdawczo" i zdjęciowo, więc zakończę w tym klimacie, bo z aparatem latam nieustannie ;-)





Mamy się całkiem nieźle (nie licząc zmęczenia ;-/) i także nieźle wyglądamy :-P ale pozytywniMY, jak sama nazwa wskazuje są Pozytywni ;) ...



Grażyna i Jacek

1 komentarz:

  1. ja biegam zachowawczo... na poczatku spokojnie a potem ile fabryka dala ale moj trener tego nie akceptuje.. mowi ze od poczatku trzeba biec mocno a najwyzej pozniej sie oslabnie.. wiec jak widac baby maja swoja szkole a chlopy swoja ;) Dorota Hojda

    OdpowiedzUsuń