21 września 2014

Szlakiem Mazurskich Legend - "Anna Zielarka" (19)

Annę "poznałam" kilka lat wcześniej, gdy po raz pierwszy smakowaliśmy Mazurskich Legend. Pamiętam, że gdy o niej czytaliśmy bardzo się wzruszyłam, a stojąc przy rzeźbie w lesie ,na skraju łąki, oczami wyobraźni widziałam jak zbiera zioła. Ubrana była w długą, lnianą suknię, z wiankiem na głowie, pachnącym ziołami i kwiatami :-) Ot, taka moja kobieca wyobraźnia...
   

     "Annę znali wszyscy mieszkańcy. Przyjeżdżali do niej z odległych Kruklanek, przysyłała po nią można Pani z Brożówki, bo jej syn był ciągle blady i chorujący. - Ratuj, Anno! - często słyszała i Anna ratowała. Zioła zalewała źródlaną wodą z krynicy w Przerwankach, moczyła nogi chłopca, nacierała ciało sokiem z jagód, wlewała mu w usta płyn o zapachu łąki i smaku trzmielowego miodu. Pęczki macierzanki i kurdybanu wkładała pod puchowe poduszki.
Po wielu dniach czuwania oznajmiła Pani, że po długim śnie syn jej zbudzi się zdrowy.
     Annie zdrowie zawdzięczał także stary Andruch z Żabinki, którego ciało pokryte było ropiejącymi ranami. I Jankowska również, której od lat w piersiach świstało, a po Aninych ziołach i okładach poczuła taką lekkość, że pierwsza przy żniwach stała.
     Tylko pan z Przytuł wrogo patrzył na poczynania Zielarki, bo do niego należały wszystkie łąki i lasy. Nawet chata Anny była jego własnością. I Anna też.
    - Ciemnota, zabobon, czarownica - mawiał. - Czas z tym skończyć - krzyczał - Wstyd przynosi.
Zaś medyk z Królewca uważał, że na ziemiach pana z Przytuł czarownice uprawiają swoją magię.
     Na rozkaz pana, parobkowie z ekonomem na czele ruszyli do chaty Anny.
Poczęli zrywać umocowane do belek sufitu miotełki ziół, wylewać jagodowe soki, wysypywać z woreczków różne nasiona, kruszyć wiotkie, suszone gałązki. Milcząc wdeptywali w glinianą polebę cały dobytek Zielarki. Podeptali jej nieprzespane noce i poranki, jej zziębnięte nogi, którymi przemierzała łąki w poszukiwaniu ziela, jej podrapane dłonie, mocujące się z cierniami ozdrowieńczych krzewów.
W jednej chwili runęła cała mądrość Anny, przekazana jej przez matkę, babkę, prababkę.
Ufność do ludzi wdeptał w polebę sam ekonom, zawzięcie rozcierając drewnianym chodakiem ostatnią miotełką rumianku.
     - A Ty czarami zajmować się już nie będziesz - cedził słowa - i po pańskich łąkach też łazić nie będziesz. Ciemnota!
     - Strącasz rosę z traw i zacierasz tropy zwierzyny, na którą pan poluje - krzyczał parobek.
Mijały miesiące. Do drzwi Anny zbliżali się jeszcze Ci, którzy nie wierzyli, że jej ciepła ręka nie ma prawa spocząć na obolałym miejscu chorego.
     Tymczasem po okolicy rozeszła się wieść, że pan zaniemógł. Ściągano różnych medyków, ale żaden nie był w stanie mu pomóc.
Wtedy ktoś z bliskich wspomniał Annę.
     - Sprowadźcie ją do mnie - cichym szeptem prosił pan. - Powiedzcie, że dam jej pół majątku, tylko niech ratuje...
Weszła Anna, stanęła u wezgłowia.
     - Anno, ratuj!
     - Panie, twoich łąk już od dawna nie kala moja noga. Twojej rosy na trawie nie strąca kraj mojej odzieży. Smak owoców zna tylko zwierzyna, a zapach ziół nęci tylko motyle. Prawo do nich odebrałeś mi, Panie, tak jak moc uzdrawiania. A twoi ludzie zniszczyli to co najcenniejsze - wiarę, że pomoc bliźniemu może nieść każdy wedle swoich umiejętności, byle tylko chciał dostrzec potrzebujących. Nie zbliżam się do twojego łoża, panie, bo nie mam niczego, co przyniosłoby ci ulgę. Nawet dłonie mam zimne.
     Pan umierał. Zebrani usłyszeli słowa testamentu:
"Annie Zielarce zlecam korzystanie ze wszystkich życiodajnych roślin na całym obszarze majątku."
     Dziś daremnie szukać śladów stóp Anny, tak jak śladów jej chaty, ale Anna tu pozostała.
Spotkać ją można na śródleśnych łąkach, tam gdzie mgły trzymają się do wzejścia słońca."


I cóż tu komentować albo podsumowywać skoro wszystko jest jasne...
Głupota ludzka nie zna granic! Nawet dziś mało elastyczne umysły wierzą tylko w to, co da się naukowo wyjaśnić, a co dopiero w tamtych czasach...
Od zawsze wiadomo, że legendy zawierają ziarno prawdy, a Ci którzy leczyli ziołami byli uważani za szarlatanów i innych dziwaków. Wierzę, że Anna to postać prawdziwa, a moje wewnętrzne oko co i rusz podsuwa mi obrazy jak przechadza się po rozgrzanej, pachnącej łące, witana przez ptaki i motyle, zbierająca wonne zioła :-)
Anna Zielarka to osoba prosta, biedna, nie posiadająca niczego, oprócz wiary, że może pomagać chorym i potrzebującym. Pomagała ambitnie dopóki nie pozbawiono jej narzędzi do udzielania pomocy...  W podziękowaniu zamiast marchewki, dostała kij.

Idąc tropem trochę medycznym, następna legenda ("Wyspa pożeracza serc") pokazuje, jak to chore ambicje potrafią doprowadzić do tragedii.

Grażyna

1 komentarz:

  1. Jakże to prawdziwe,mimo iz posiada miano legendy.....Jak zawsze miło się czyta ..Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń