Po wakacyjnych podróżach czas wrócić do odłożonych na półkę Mazurskich legend :-)
Kolejną jest "Książę Kut":
"We wsi i okolicy, Janka i jego starego ojca nazywano smoluchami, chociaż oni zamieniali tylko bursztynową "krew" sosnowych karczy w czarną, lepką smołę, po którą przyjeżdżali kupcy z bardzo daleka.
Kapoty ich od zawsze nasączone były wonią żywicy i wiatru, a czarne smugi na twarzy i rękach to bordowe deszcze co spadają z igieł drzew.
Któż jednak dogodzi ludziom, tym ze wzgórz i dolin, co kryją głowy pod słomkowymi kapeluszami, a białe letnie koszule skrywające chude piersi i żylaste ręce, wystawiają na słońce, aby jeszcze bardziej wybielały. Toteż ani Janek ani jego ojciec Paweł nie szukali przyjaźni we wsi.
Jankowi praca jakoś nie wychodziła, ani sprawnie ani dobrze. Żył we własnym świecie, a świat widział "innymi" oczami. Ich mała, sczerniała ze starości drewniana chata wydawała się pałacem z mnóstwem świec, lustrami i barwnymi szybkami w oknach. Stary Paweł przygadywał Jankowi, że do żadnej roboty się nie garnie tylko swoje zwidy leluje. Tylko czy ojciec znał świat Janka, czy widział te wszystkie cudowności, które Janek ogląda gdy jest sam?
Przyszła jesień, Jankowe księstwo zmieniło barwę. Ojciec przyniósł papier. Każdy papier w tym domu niósł grozę. Tym razem zawierał smutek rozstania syna z ojcem i księcia z księstwem. Janka wzywali do wojska.
Mijały miesiące i lata. Były tęsknoty za ojcem, lasem i jeziorem, które to, rozmyślania i tęsknoty, zastąpiły żołnierskie sny.
Za Margrabowem była duża, zamożna i rozśpiewana wieś. Wieczorne śpiewy ciągnęły Janka do domu Zofki. Janek zapragnął Zofkę przenieść do "swojego pałacu" i szczęście za nim chodziło bo Zofka uśmiechów nie żałowała, ojcowie dali błogosławieństwo i książę wiózł śliczną panią na swoje włości.
Przed progiem powitał młodych stary Paweł. Zdziwiło go, że zamiast "pochwalonego" dostrzegł w oczach synówki przerażenie. Łkanie wstrząsało ramionami Zofki, nie śmiała przestąpić progu.
Czas mijał, pory roku następowały szybciej niż zwykle.
W któryś mroczny, deszczowy dzień Zofka zapukała do drzwi plebanii.
- Ojcze, ja z prośbą - wyszeptała. - Chcę wieści wysłać do matuli i ojczulka, którzy tyle lat na nie czekają. Kiedyś pisać umiałam, dziś odwykłam - usprawiedliwiała się.
Długo Zofka snuła słowa, myśli i swoje szczęście, aż zmęczony pisaniem pastor odłożył pióro.
- A może zażyczysz córko odwiedzin ojców? - zapytał.
- Nie, nigdy, przenigdy! - krzyknęła spłoszona. - progu naszego domu nikt nie ma prawa przekroczyć. Gwardia nie przepuści. Służbie Janek przykazał pilnowania. To daremne ojcze - dodała ciszej. - Tu inny świat.
- Inny świat - w zamyśleniu powtórzył pastor. - Jankowe księstwo stało się również Twoim. A ojcom i obcym ludziom nic do tego. Nie zrozumieją - dodał opuszczając nisko głowę.
Za oddalającą się Zofką popłynęło pastorowe życzenie: "Boże, chroń ich przed ludzkim złem, bo od natury mają bogactwa aż nadto...", ale Zofka słów tych nie słyszała."
Siła wyobraźni i wiary jest potężna. Z myszy można "zrobić" służki, ze starej chaty pałac, z drzew rycerzy... Żona Janka dała się jej ponieść tak bardzo, że nie opuściła męża i sama zaczęła wierzyć w to co on... a może z miłości udawała, że wierzy?
Wpływ osób trzecich na nasze życie może być zbawienny, ale również może być bardzo niebezpieczny i wyniszczający. Trzeba szukać złotego środka we wszystkim i ZAWSZE pozostawać sobą.
Grażyna i Jacek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz