Wcale nie mieliśmy ochoty wygrzebywać się z łóżka, ale Jackowe wizyty lekarskie, dawno umówione, czekały na zrealizowanie.
Postanowiłam nie tracić czasu i upiec chleb :)
Robię to od prawie 2 lat i nie zamierzam przestać, bo smaku mojego chleba nie da się porównać z żadnym kupnym pieczywem, a jedna kromka zastępuje trzy sklepowe. I ten zapach panoszący się jeszcze długo w naszym domku, mmmm.... :) Wszystko zaczęło się dzięki mojej Sysi, która tak cudnie nęciła swoimi opowiastkami i zdjęciami, iż nie mogłam się powstrzymać żeby nie spróbować. Najpierw była zabawa z wyhodowaniem zakwasu, które to dzieło okazało się wcale nie trudne. Ten sam zakwas wyhodowany wtedy, dokarmiany gdy potrzeba, mam do dziś! Najczęściej piekę chleb szybki (tak go sobie nazwałam ;p), który i tak potrzebuje czasu na wyrośniecie i upieczenie czyli ok 2 godz. Jedyny "problem" polega na tym że w tym czasie trzeba być w domu, bo cała reszta to jak z dobrym ciastem drożdżowym :)
Są chlebki, które potrzebują pracy nawet do 5-6 godz, ale na te zbyt leniwa jestem ;p Moim faworytem jest chleb pomidorowy :D Uwielbiam go i kocham pod warunkiem, że robię ze świeżych pomidorów, a nie z sokiem pomidorowym czy z pomidorami z puszki. Wydawałoby się, że pomidor to pomidor, ale w tym chlebusiu wyczuwa się ogromną różnicę w smaku.
Czasami piekę bułki czy rogale, jednak z tymi obchodzę się ostrożnie gdyż za szybko znikają ;p i wyłażą... w boczkach! ;P Efekt zdecydowanie nie chciany czyli skutek uboczny. Dziś wyrobiłam 2 bochenki pszenno-żytnio-razowe, a do jednego dorzuciłam czerwoną paprykę :)
Jednocześnie, delektując się zapachem chlebusia, rozmyślam o jutrzejszej rowerowej wycieczce, a dokładniej o tym co spakować, żeby wpadek nie było. Z drugiej strony wpadki dodają takim wyprawom odrobiny pikanterii i gdy jest już PO wszystkim opowiada się o nich żartobliwie :)
Wyprawa na ok 180 km czyli 10-12 godz. Wyruszamy o 8, powrót planujemy ok 20, posiłki co 3 godz co daje 4 pełne karmienia + gorzka czekolada jako dopalacz (może mleczko w tubce by się przydało... ;p) oraz 8 litrów wody - jak zabraknie dokupimy. Nie jemy w barach ani knajpach ze względów ekonomicznych i zdrowotnych! Do spakowania: 2 serki wiejskie, 2 banany, 2 zestawy obiadowe (kuskus, warzywa, pierś+oliwa z oliwek), 4 wypasione kanapki i jeszcze coś o czym nie wiem ;) bo za mało posiłków mi wychodzi. Do tego apteczka w wersji mini, 2 DĘTKI, pompka, łatki, jakiś ręcznik, koszulki funkcyjne gdyby zimno się nagle zrobiło, oczywiście APARAT!
Przeraża mnie tylko ten wiatr, który nie odpuszcza od kilku dni... Albo zacznę go traktować jak wyzwanie, albo wyprawa stanie pod znakiem zapytania... ;p
Dziś regeneruję mięśnie bo się mocno skatowały ostatnio. Natomiast Jacek (właśnie wrócił :D) za godzinkę rusza na trening biegowy (10-15 km), ja lajtowo potowarzyszę mu na rowerku, a resztę dnia spędzimy patrząc sobie w oczy ;P
O! :D
Ja tu pitu, pitu, a chlebki już gotowe :)))
Grażyna
:))))Napisałaś o mnie!-ale czad!:))))Buziaki serdeczne dla Was:)
OdpowiedzUsuńSysia
:))) jakże bym mogła nie napisać skoro to prawda w najprawdziwszej postaci! :D :*
OdpowiedzUsuńkoniecznie chcę przepis na ten chlebuś z pomidorkami - proszę - Angelika
OdpowiedzUsuńTe Twoje wyglądają obłędnie :o)
Dołączam do uśmiechów chlebowych i muszę tylko dodać , że mi się najbardziej podoba w tym naszym chleba pieczeniu dodatkowa przyjemność - zawsze przy tym myślimy o Sylwii :)
OdpowiedzUsuńwyglądają pysznie... i nie wiem jak to możliwe ale poczułam ten zapach chlebusia i u mnie, po kabelkach przeszedl ;) comakota
OdpowiedzUsuń