30 czerwca 2014

7 dni - dzień trzeci.

Grażyna i Jacek :-) 
Nie udało nam się pisać relacji na bieżąco z dwóch powodów: brak dostępu do internetu (bywaliśmy w cudownych dziurach :))) oraz brak czasu i ochoty na siedzenie przy laptopie! Jednak mamy nadzieję, że takie wspomnienia, myśli i uczucia, jak te z ostatniego tygodnia, nie ulatują w ciągu kilku chwil :-) i relacja będzie zgodna z zaistniałymi wydarzeniami i przeżyciami.


Jacek:
Ze Stegny wyjechaliśmy przed 6.00 rano, celem był skansen w Szymbarku (około 80 km) i tam nocleg. Druga opcja to nocleg we Wdzydzach Kiszewskich (dodatkowe 35 km), mających dla nas wartość sentymentalną :-)
Ze Stegny pojechaliśmy do Mikoszewa, następnie promem przez Wisłę (przeprawa płatna) na wyspę Sobieszewską, stamtąd po moście pontonowym do Przejazdowa i Gdańska.



Przejechanie miasta odbywało się z prędkością pieszego (tak jest w dużych, zagęszczonych miastach), ale to i tak lepsze rozwiązanie niż niekończące się korki.


Pierwsza przerwa na posiłek w postaci sałatki ryżowej :-) Posiłki w 80% przygotowywała Grażynka.


Z Gdańska przez Żukowo, w kierunku Kościerzyny.
Zaraz po wyjeździe z Gdańska zaczęły się Kaszuby i podwójne nazwy na tablicach, w języku polskim i kaszubskim :-)



W drodze do Szymbarku mijaliśmy Wieżycę, najwyższe wzgórze pasma morenowych Wzgórz Szymbarskich. Znajduje się tam wieża widokowa, widoczna z drogi


jednak odpuściliśmy wdrapywanie się na nią z powodu bagaży, które mogłyby zniknąć...
Wejście oczywiście płatne :-/
Do Szymbarku dojechaliśmy około godz. 14.00 i poszliśmy do skansenu. Miejsce i fajne i ponure jednocześnie ze względu na historię eksponatów.
Np przywieziony z Syberii łagier



gdzie na gołych dechach spali zesłańcy przy temperaturach zewnętrznych poniżej -40*C. Było ich tak dużo w jednym pomieszczeniu, że spali na boku i odwracali się na drugi na komendę... Ci przy ścianie nie dożywali rana, więc co wieczór odbywało się losowanie.
Takie buty nosili strażnicy


natomiast zesłańcy owijali stopy szmatami i papierem a następnie polewali wodą by utworzony w ten sposób "but" zamarzł, co powodowało pewnego rodzaju izolację i utrzymywało temperaturę jak najbliższą zera.
Wagony bydlęce również działają na wyobraźnię...


Po dwugodzinnym zwiedzaniu zastanawialiśmy się nad noclegiem, na jedną ewentualnie 2 noce. Zaszedłem do recepcji Hotelu w Szymbarku (na terenie skansenu) i cena mnie przeraziła :-o  500 zł za dwuosobowy pokój na dwie noce!!! To nie nasze klimaty, nie nasz portfel i postanowiliśmy poszukać czegoś innego.

Rozpadało się, usiedliśmy w karczmie i przy karkówce w sosie i regionalnym kaszubskim piwie przeglądaliśmy internet w telefonie z noclegami we Wdzydzach.


Znaleźliśmy za 30 zł/os za noc. Na miejscu utargowałem kolejną noc za 25 zł/os. Droga z Szymbarku do Wdzydz zajęła nam niespełna 2 godz razem z zakupami w Kościerzynie. Pani z pensjonatu była zdziwiona, że tak szybko dojechaliśmy, ale my przemieszczamy się szybko, czasami o tym nie wiedząc :-) Ale przecież doba ma zawsze TYLKO 24 h!
Czasami trzeba było się upewnić co do dalszej drogi


Grażyna:
Stegna będzie miłym wspomnieniem :-) TEN kawałek wakacji zawdzięczamy Joli i Markowi, za co bardzo im DZIĘKUJEMY!!! :-*
Morze daje mi ukojenie, pomaga ułożyć myśli i przypomina o potędze natury... myślałam, że go nie cierpię... a ja je kocham całym serduchem ;-)
Morską rybkę też zjedliśmy ;-) Nie poszliśmy do smażalni, kupiliśmy 2 małe dorsze w sklepie i sama je usmażyłam na obiad :-D Wyszło taniej i zdrowiej :)))
Poranne pobudki nie robią na mnie wrażenia, wstaję przed budzikiem i tak było w środę, pobudka o 4.30, wstałam o 4...
Zanim Jacek podniósł tyłek, prowiant na drogę i śniadanie były gotowe ;-)
W planach Szymbark, a w tle Wdzydze Kiszewskie (podróż sentymentalna, byliśmy tam 18 lat temu, krótko po tym jak się poznaliśmy ;-) )...
Jechaliśmy przez centrum Gdańska bo MUSIELIŚMY w Rossmannie kupić... szczoteczki do zębów ;-D ;-D ;-D Zwyczajnie zapomnieliśmy zabrać ich ze sobą i od poniedziałku do środy "czyściliśmy" zęby pastą na palcu :-P Zapomniałam także szczotki do włosów (Jacek nie potrzebuje, więc nie pamięta o takich drobiazgach ;-P) i ciągle o niej nie pamiętałam, bo wieczorem po kąpieli było za późno żeby szukać sklepu a rano... rano przeczesywałam włosy palcami i związywałam w kucyk lub zakładałam kask :-)
Gdańsk ma piękną starówkę, ale tym razem "przelecieliśmy" tylko ul. Długą.


Lwy Gdańskie mają swoją legendę :-) a legendy uwielbiam! TU

Ratusz widziany od dołu ;-)

Zielona Brama (zawsze miałam problem żeby zapamiętać która jest która ;-P ) 

Złota Brama

Szymbark z premedytacją odwiedzaliśmy po raz drugi. To miejsce miesza moje uczucia... Najdłuższa deska świata w księdze Guinnessa (2002), rekord ten został pobity (również przez Polaków) jakiś czas później w innym mieście. W następnych latach pobito go w Niemczech i to zabolało, więc w 2012 roku, prawie w 10 rocznicę pierwszego rekordu wycięto deskę 10 m dłuższą :-D Może nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że deski są cięte ręcznie przez wiele godzin (przez mężczyzn i kobiety) a ich długość to jedna ciągłość. Drzewo z którego są wycinane to daglezja. Obecny rekord to 46 metrów :-)


Najdłuższy stół (zrobiony z pozostałości po desce)


najdłuższa ława świata...
Dom do góry nogami



dom Sybiraków przywieziony w ponumerowanych kawałkach



Daniele




osiołek, piękne gołębie...



i informacje o zsyłkach Polaków na Sybir... łagier, pociąg z wagonami bydlęcymi, bunkier z "efektami" wojennymi...



pobudzają wyobraźnię do granic wytrzymałości... przynajmniej moją wyobraźnię...
Bardzo wzruszyła mnie opowieść o Kapralu Wojtku :-) o którym można poczytać TU


Wychodząc zamieniłam jeszcze kilka słów z jednym z pracowników skansenu i bardzo zasmuciła mnie wiadomość, że człowiek, który to wszystko stworzył, od 2 lat nie żyje... Miał 45 lat... nawaliło serce ;-(
Zostawił po sobie wiele pięknego...
CIESZMY SIĘ ŻYCIEM!!!!!

Następny przystanek to powrót do przeszłości :-) czyli Wdzydze Kiszewskie. 

Grażyna i Jacek
P.S. 
Zapomniałam o bardzo ważnej informacji :-) 
Między Żukowem a Szymbarkiem zauważyłam panią na polu truskawkowym i z okrzykiem "muszę je mieć!" zatrzymałam rower i bryknęłam do pani z zapytaniem czy mogłabym kupić kobiałkę (Jacek się zastanawiał jak my zjemy taką ilość ;-D ). Truskawki zostały kupione i natychmiast jedną brudaskę, otrzepaną z piachu wcisnęłam sobie do ust... Och...... nie pamiętam kiedy jadłam tak pyszne truskawki, a z całych 2 kg wyrzuciłam 3 sztuki. Były niewielkie, z wyglądu niepozorne, ale WSZYSTKIE! co do jednej, PRZEPYSZNE!!! :D Warto było jechać na Kaszuby choćby na te 2 kg truskawek :-D 
Zjedliśmy je we dwoje tego samego wieczoru :-) :-) :-) 

4 komentarze:

  1. :***** :***** :***** Z Wami przeżywam cudne przygody :) Lofciam :*****

    OdpowiedzUsuń
  2. Super taki blog 2w1:-)Dwie historie niby takie same,ale z roznych punktow widzenia...Podziwiam Was za Wasze poczynania i dziekuje za takie dokladne relacje -niektore miejsca budza wspomnienia,inne notuje skrzetnie w notatniczku z planami na przyszlosc.Co do truskawek-mialam taks samo i tez na Kaszubach!Tyle ze bylismy z ex malzem motocyklem i nie bylo gdzie upchac (w tych czasach nie wymyslono kufrow na motocykl:-) i zjedlismy te cala kobialke na miejcu...Byla pol darmo,bo to byly juz ostatki,ale tak pysznych jeszcze nie jadlam!Myslalam,ze mi moze zbrzydna,ale gdzie tam:-)Czekam na nowe odcinki!Buzialki! DeepGreen

    OdpowiedzUsuń
  3. dzięki za opis, byłam w tych miejscach i miło było powspominać. Szacun dzielnym ludziom.

    OdpowiedzUsuń
  4. no tak, truskaweczki prosto z pola mmm, gratuluję dystansu :D

    OdpowiedzUsuń