1 lipca 2016

Zmiany... Pozytywna Pesymistycznie.

Trudny temat, drążący mnie jak woda skałę, od bardzo dawna...
Nie lubię zmian!
Nie lubię niczego z czym muszę się rozstać, co stanowiło dla mnie ogromną wartość.
Nie lubię rozstawać się z ludźmi - choć się rozstaję;
Nie lubię opuszczać miejsc - choć je opuszczam;
Nie lubię wyrzucać rzeczy mających wartość sentymentalną - choć je wyrzucam...
Te wszystkie psychologiczne wywody, że każda zmiana niesie za sobą DOBRO, są dla mnie nic nie wartą paplaniną, bo jak można wszystkich wciskać do jednego worka i wmawiać im, że ZMIANY są piękne i potrzebne?
Dla mnie nie!
Niszczą mnie, doprowadzają do stanów depresyjnych, bezsenności, lęków...
Lubię swoją strefę komfortu i nie potrzebuję przewracać swojego życia do góry nogami, żeby czuć się dobrze.
Kochałam moje Mazury całym serduchem, od pierwszego dnia czułam się tam jak w domu, myślałam, że tam zostanę do starości i śmierci...
Ale tak się nie stanie, bo gdy żyje się w parze trzeba liczyć się z marzeniami drugiej strony.
I się liczę.
Nie wiem tylko czy działa to odwrotnie... no zwyczajnie nie wiem!
Tęsknię do domu!
Wiele lat temu sama zdecydowałam się na WIELKĄ zmianę, która dla mnie była dobra, ale krzywdząca dla innych, i płacę za nią do dziś.
Ostatnia zmiana, przeprowadzka, jest dobra dla kochanej osoby, ale krzywdząca dla mnie... i gdzie tu złoty środek?
Żyję z dnia na dzień, jakoś tak mechanicznie, podupadło moje zdrowie... tak więc zmiana "wyszła mi bokiem".
I ciągle tylko słyszę "przyzwyczaisz się", "będzie dobrze", "zmiany są potrzebne" itp itd
Czy ludzie, którzy wypowiadają te słowa, w ogóle zastanawiają się, że ja nie chcę tych słów?
Jeśli nie rozumieją, to niech milczą!
Moje cierpienie jest ogromne i okropne :-( Nawet oglądanie mazurskich zdjęć sprawia mi ból, tak jakbym oglądała COŚ co umarło...
Niedługo miną 4 miesiące od przeprowadzki, a ja ciągle mam nadzieję, że tam wrócę, że wejdę do mojego domu, że usiądę na mojej kanapie, że otworzę moją komodę, że będę w mojej kuchni przygotowywała kolejny posiłek...
A potem przebudzenie i myśl, że już nigdy tak się nie stanie.
Zagłuszyłam swoje wewnętrzne JA, które mówiło krótko "NIE!", zagłuszyłam potrzebami innych i płacę za to każdego dnia.
Siebie trzeba słuchać, a nie mądrości innych.
Jeśli ktoś lubi zmiany, to niech sobie je funduje choćby codziennie i fajnie, że tacy ludzie są, ale dajmy żyć w spokoju tym, którzy tego spokoju potrzebują, a zmiany doprowadzają ich do łez, bezradności i wewnętrznego bólu.


Nie mam odwrotu.
Nie wrócę do mojego domu bo został sprzedany wraz z wyposażeniem.
Nie ugotuję w mojej kuchni już nic, choć uwielbiałam gotować.
Tutaj gotuję tylko to co muszę... nie mam do tego serca.
Budzę się bo muszę, wstaję bo muszę, jem bo muszę...


I czekam na dzień kiedy wreszcie coś zaiskrzy do miejsca w którym MUSZĘ żyć.

Grażyna
P.S.
MUSIAŁAM to z siebie wyrzucić... w towarzystwie tony łez.
Przepraszam...

1 komentarz:

  1. Grażynko, z całego serca życzę by pojawiło się jak najszybciej w Twoim bycie chcę, a tym samym wyparło muszę. Żałuję, że nie ma recepty na powrót chcę. I chętnie pomilczałabym obok Ciebie zastępując łzy.

    OdpowiedzUsuń