8 września 2015

25 Półmaraton Philips w Pile.

Jacek:
06.09.2015r i mój kolejny półmaraton.
Od rana padało i było zimno. Do Piły dojechaliśmy na 2 godz przed startem, ale z powodu deszczu przeczekaliśmy ten czas w aucie.


Za oprawę organizatorom w tym roku należy się +
Biuro zawodów oraz start i meta były w okręgu kilkuset metrów, nawet toalet było pod dostatkiem...
Sama trasa? Jak kto lubi, ja nie przepadam za trasą na której trzy razy oglądam ten sam widok...
Na starcie stanąłem z balonikami na 2:10 gdyż nie spodziewałem się lepszego wyniku, ponad to obawiałem się, że przy obecnym braku treningów nawet ich tempa nie utrzymam do samej mety.


Start był bardzo powolny.
Spacer z przystankami co chwilę.


Gdzieś w tłumie straciłem z oczu baloniki i biegłem za poprzedzającą mnie grupą starając się oszczędzać siły i nikogo nie wyprzedzać.
Gdy minął 1 km, komuś obok, endo powiedziało ponad 7 min/km, byłem wtedy pewny, że moje baloniki na 2:10 są gdzieś daleko z przodu i już nie zamierzałem ich gonić, trzymałem swoje tempo starając się by było w granicach 6, a nie 7 min/km.
Gdy minęliśmy 7 km dogoniłem pana, któremu endo powiedziało ok 5:40 min/km, wydało mi się jakieś szybkie. Spytałem go czy się orientuje jak daleko przed nami są baloniki na 2:10.
On odparł, że 2:10 są za nami, a według jego czasu mamy około 3 min straty do baloników na 2:00, że on biegnie swój pierwszy półmaraton i chce ich dogonić by zmieścić się w 2 godz.
Powiedziałem, że jest to mało realne bo do mety mamy jeszcze 14 km i każdy kolejny km musiałby pokonać co najmniej o 10 sek szybciej od nich by ich dogonić.
Pan wziął to chyba sobie do serca bo mocno przyśpieszył i po chwili widziałem już tylko jego plecy z napisem na koszulce "P jak Piotr".
Biegłem dalej samotnie, nie znając ani czasu ani tempa, zastanawiając się czasami czy nie za szybko, zwłaszcza gdy wyprzedzałem truchtających albo maszerujących.
Gdy minąłem 17 km i o dziwo nadal miałem siłę (co zdarzyło się tylko raz w Żywcu) zauważyłem ponownie przed sobą pana Piotra. Spytałem "jak bieg" na co odparł, że się przeliczył z siłami i jednak 2:00 nie dogoni.
Biegliśmy razem do 18 km, wtedy odparłem, że zaczynam swój finisz. Przyśpieszyłem. Kilka osób ruszyło ze mną.
Biegliśmy wyprzedzając co jakiś czas kolejnych biegaczy, kilka osób biegło jeszcze szybciej wyprzedzając mnie. Zastanawiałem się skąd ta siła i czy wytrzymam tempo do mety.
Na ostatnich 200 m starałem się maksymalnie finiszować.


Widziałem zegar z czasem 2:03:30 i uciekające kolejne sekundy.
Metę przekroczyłem z czasem brutto 2:03:44.
Czas netto 2:00:05 i pozycja 2456.
W/g międzyczasów organizatora: 5 km pokonałem w czasie 29:30 na 2747 pozycji i dalej przesuwałem się do przodu.
10 km - czas 58:10 pozycja 2672,
15 km - czas 1:26:36 pozycja 2570,
20 km - czas 1:54:40 pozycja 2476, czyli od 5 km do 20 przesunąłem się o 271 osób do przodu a ostatnie 1097 m pokonałem w 5:22 przesuwając się jeszcze o 20 pozycji do przodu.
Refleksja: niezależnie od tego czy jesteśmy w stanie przebiec półmaraton w 1:30 czy 2:30 finisz i meta tak samo cieszy. Niezależnie od tego czy biegamy w półmaratonie, czy jest to tylko 10 lub 5 km to jest nasz dystans, nasza meta i nasza radość.

Może to ten deszcz chłodził zbolałe mięśnie i nogi nie były takie ciężkie, a może na mnie rzadsze treningi lepiej wpływają niż forsowanie się 3-4 razy w tygodniu??? Nie wiem, ale faktem jest, że to był mój najlepszy półmaraton :-D

Fotek z biegu nie mam prawie wcale. Może znajdą się gdzieś w necie bo fotoreporterów było wielu na trasie. Relacji ze spaceru po mieście też nie będzie bo z powodu deszczu i spaceru nie było.

25 Półmaraton Philips ukończyło  3091 osób na 3239 osób którzy przekroczyli linię startu. Tym razem dużo osób nie dobiegło do mety, czyżby warunki atmosferyczne???


Grażyna:
Zacznę od gratulacji :-)
Jak zawsze jestem z Ciebie BARDZO dumna :-*
Na fotki nie narzekaj, kilka jest, a na więcej żal mi było sprzętu i samej siebie również.
Pogoda nie oszczędzała nikogo.
Gdy jest się w ruchu biegowym nie odczuwa się tak bardzo zimna, a deszcz działa jak krio.
Mówiłam Ci to wiele razy, ale po raz pierwszy miałeś okazję się o tym przekonać.
Na długich dystansach moje tempo ZAWSZE było o niebo lepsze w deszczu :-)
Co do nieukończenia biegu przez zawodników to zazwyczaj są to osoby, którym się wydaje, że jak przebiegną 5 czy 10 km, to 21 na bank da się też.
Już nie raz słyszałam opinię, że 10 km to KAŻDY laik z marszu powinien przebiegać, czyli taka Pani X czy Pan Y, nie uprawiający sportów jakichkolwiek, powinni wstać z kanapy i przebiec dyszkę.
Bo to przecież takie nic...
Ale przestałam się tym przejmować, bo zazwyczaj mówią to "biegacze" bardzo zadufani w sobie, którym się wydaje, że jak przebiegają 10 km w 40 min to ta wolniejsza reszta powinna po lasach się chować.
Cieszę się, że są tacy, którzy widzą to zupełnie inaczej i piszą o tym publicznie.
Piszą o tym "szarym końcu" na którym rzeczywiście rozgrywa się o wiele większa walka niż tylko
o czas... i życzyłabym sobie, aby nie zapominali od którego miejsca zaczęli.


Jeszcze 3 lata temu biegacz kojarzył mi się z kimś sympatycznym, teraz już mniej.
Stoję sobie jako widz, obok mnie pani, również widzka, przychodzi biegacz lat ok 30 (chyba znajomy pani), zasłania mi metę, przeklina, pluje bo przecież on skończył poniżej 2 godz, ma medal i może wszystko. To nie ważne, że inni czekają na swoich z aparatem, smartfonem, uśmiechem, buziakiem czy uściskiem, ON już jest i WSZYSCY mają to widzieć, słyszeć i czuć.
On jest najważniejszy, rozpycha się, macha rękoma mało nie wybijając mi zębów albo nie podbijając oka, a reszta... z resztą nie trzeba się liczyć :-/
W sobotę biegnę na dyszkę i będę z tymi, którzy WALCZĄ o każdy km i samego siebie, a nie każdą minutę.

Dziś jest Dzień Dobrych Wiadomości :-D i TYLKO takich życzymy sobie i innym!!!




Grażyna i Jacek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz