Najpierw pojechaliśmy na Parkrun. Grażynka tym razem nie pobiegła, była wyłącznie kibicem.
Ja z powodu braku treningów nie nastawiałem się na wynik. Pomimo, że podczas całego biegu miałem wrażenie, że moje tempo jest sporo powyżej 5min/km to wynik końcowy: 24:41.
Na drugim km zrównał się ze mną pan, który zwykle po mnie dobiegał do mety. Tym razem miał więcej energii. Dotrzymałem mu tempa zaledwie kilkaset metrów. Na ostatniej prostej wymusiłem na sobie dłuższy krok, by ładniej to wyglądało na finiszu pomimo, że z nikim się nie ścigałem :-)
Później spacer nad morzem i po Górze Gradowej,
gdzie można się trochę w czasie cofnąć
i spojrzeć z góry na panoramę miasta
O 14 udaliśmy się na Międzynarodowy Festiwal Chodu.
Oczywiście to nie nasza liga, bo tam najlepsi chodziarze pokonywali 10 km w 40 min, gdy my biegnąc nie dajemy rady nawet w 55 :-P
Mogliśmy za to i wzięliśmy udział w: "Chodzie z Listonoszem" na 1 km, nawet Luśka dzielnie dreptała. No może ma zbyt krótkie łapki i musiała biec ;-)
Śmieszny ten dziarski marsz :-D
Tegoroczny "Międzynarodowy Festiwal Chodu - Puchar Poczty Polskiej" odbył się po raz 50,
więc jest już tradycją. Nie wiemy, który raz odbył się prolog.
Festiwal ten odbywa się ku czci bohaterskim pracownikom Poczty Polskiej w Gdańsku, którzy stawili opór wojskom niemieckim w 1939 roku.
A na koniec dnia, zasłużony... ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz