9 maja 2014

Gdzie diabeł mówi dobranoc...

Grażyna: Zwiedzanie i odwiedzanie jest świetne, ale opisywanie i czytanie tego, co już zostało napisane, NUDNE :/ No może nie do końca, bo sami, dzięki wędrówkom, zmuszamy się do zgłębiania wiedzy, choć pobieżnie ;P W poniedziałek ruszamy w kolejną długą trasę. Częściowo pociągiem, do Olsztyna i dalej do 3-Miasta rowerami :) Z prognoz wynika, że ma lać, niech leje, my dzisiaj kupujemy bilety na poniedziałek i już żadna błyskawica nas nie powstrzyma :D 180 km woła nas!!! :)

Jacek: Długie wyjazdy zawiesiliśmy na kilka dni by oszczędzać siły na przyszły tydzień. Wczoraj była krótka przejażdżka do Węgorzewa. Miasto to nie ma polskiej historii, powstało jako osada przy drewnianym zamku Krzyżackim wybudowanym u ujściu rzeki Węgorapy do jeziora Mamry w roku 1335. Zamek był wielokrotnie niszczony i przebudowywany i w tej chwili zupełnie nie przypomina zamku :)

Grażyna: Można go w necie zobaczyć. Jestem tak rozczarowana jego wyglądem, że nawet aparatu nie chciało mi się wyciągnąć. Na starą, czerwoną cegłę nałożono tony tynku i pomalowano na "żółto". Nie wiem kto wydał na to pozwolenie... To, że TO zamek dowiedzieliśmy się czytając informacje o Węgorzewie, bo wcześniej mijaliśmy go dziesiątki razy i przez myśl mi nie przeszło, że to Zamek Krzyżacki... To sobie pomarudziłam ;P

Jacek: Do roku 1945 zamieszkiwała tu ludność niemiecka wysiedlona po II Wojnie Światowej i zastąpiona przez polskich osadników. Miasto wcześniej nosiło niemiecką nazwę Angerburg (od nazwy zamku) i polską Węgobork.  Główna droga przebiegająca przez miasto, około 15 km na północ za miastem, kończy się szlabanem z napisem "Granica Państwa" do której nie można się zbliżyć, (nie mówiąc już o fotografowaniu) bo pojawia się pan uzbrojony po zęby i oświadcza, że przebywanie w tym miejscu kosztuje 200 zł. Naprawdę można pomyśleć, że w tym miejscu "diabeł mówi dobranoc", tam kończy się nawet asfalt :)

Grażyna: :)))) Chyba tylko Jackowa legitymacja uchroniła nas przed tym mandatem ;P Podjechaliśmy pod szlaban, zaczęliśmy ustawiać aparat do foty, a tu za nami pyr, pyr, pyr pan w mundurku na skuterku :) Przedstawił się, poprosił o dokumenty (ja oczywiście bez!), ale że nie był typowym służbistą to z nami porozmawiał, wyjaśnił to i owo. Powiedział, że takich delikwentów co to uda się im fotę strzelić przy szlabanie (lub słupach granicznych) i wstawiają je później na portale społecznościowe, to własnie przez te portale ich wychwytują i nakładają mandaty... Trzeba się mieć na baczności ;P Na koniec zapytałam pana czy w takim razie zrobi nam fotkę przy tym szlabanie :)))))) Oczywiście to był żart ;) Zresztą nie raz mieliśmy szczęście włócząc się zbyt blisko granic :D np z Białorusią... Ale zaczynam zbaczać z tematu przewodniego na tematy, które mnie bawią ;P No to lecimy dalej z Węgorzewem :) a właściwie po Węgorzewie ;)

Jacek: W budynku dawnego dworca kolejowego znajduje się Muzeum Tradycji Kolejowej (do 1992 r. kolej została rozwiązana).



W muzeum znajduje się wystawa poświęcona zabytkom techniki kolejnictwa. W kolekcji można zobaczyć stare urządzenia, kasy biletowe, mundury kolejarzy i inne ciekawe eksponaty, np bardzo nietypowy pojazd szynowy :P


W mieście jest też Muzeum Kultury Ludowej, które zawsze jest zamknięte gdy tam jesteśmy :/





Węgorzewska placówka jest świetnym dowodem tego, że pod hasłem "muzeum" może kryć się coś więcej niż zakurzone eksponaty. Gromadzone od niemal czterdziestu lat zbiory prezentowane są na wystawach stałych i czasowych. Ekspozycja przedstawiająca dawne rzemiosła wiejskie i małomiasteczkowe. Przy muzeum działa pracownia garncarska, w której każdy może spróbować lepienia garnków. Muzeum organizuje też wiele imprez o zasięgu wykraczającym poza granice regionu, a nawet kraju. Szczególną popularnością cieszy się sierpniowy Międzynarodowy Jarmark Folkloru, a kilka dni 17/18 maja odbędzie tu Noc Muzeów.

Grażyna: Nie wiem dlaczego ale nie lubię "zapuszczać" się w te strony, może dlatego, że moje drogi prowadzą do Giżycka, tam jest moje serducho :)
Węgorzewo na pewno ma swój urok. Ścieżka rowerowa nad kanałem, przystań jachtowa, jezioro Mamry z pięknym, nowym kąpieliskiem... ale i tak planując krótkie wypady wybieram Giżycko :)
Wracając do domu wybraliśmy drogę przez Harsz, maleńką, cichą wioskę pełną bocianów, gdzie na chwilę się zatrzymaliśmy podziwiając to co znane, a co, w zależności od pory roku czy dnia, zawsze wygląda cudnie, inaczej....



Gdy siedzieliśmy nad jeziorem powiedziałam do Jacka: "popatrz jacy z nas szczęściarze :)" na co on odpowiedział: "tak, a cały majątek mamy w sakwie!" Haha :))) Dokładnie tak jest :)


Udało nam się nie zmoknąć, choć chmurzyska mocno się kłębiły i groziły :) Lało i grzmiało gdy już byliśmy w domu i posilaliśmy się naleśnikami :)
Po burzy zawsze jest słońce (tak jak w życiu), a nad moją piękną, zieloną o tej porze roku, mirabelką zawisła nawet tęcza :D


"Nie wierz swym oczom - szepnął wiatr - jeżeli kochasz sercem patrz..." 



Grażyna i Jacek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz