Sprawę potraktowałem poważnie, tak jak poważna była dla zgłaszającego. Papierkową robotę zostawiłem na później i pojechaliśmy w miejsce z którego krowa zniknęła. 500 kilogramowe zwierzę nie rozpłynęło się w powietrzu, nikt też nie wziął go pod pachę i nie wyniósł. Skoro nie było śladów krwi musiała odejść na własnych nogach.
Nie myliłem się. Ślady krowich racic prowadziły do sąsiedniej gminy, gdzie komendantem był mój kolega. Razem ze zgłaszającym pojechałem do tamtejszego komisariatu. Zastałem w nim kolegę komendanta. Po przedstawieniu sprawy, też potraktował ją poważnie i razem udaliśmy się w miejsce, gdzie krowa przekroczyła granicę naszych gmin 😆
Po śladach dotarliśmy do zadrzewionego bagienka. Uradowany zgłaszający wrzasnął: "jest moja Mela, moja ukochana Mela się odnalazła"! 😍
Okazało się, że jest uwiązana do drzewa w miejscu niewidocznym z drogi tak, by nikt jej nie zobaczył. Złodziej ją tam uwiązał i pewnie czekał na odpowiedni moment by ją zabić, poćwiartować i zabrać do domu.
Radości zgłaszającego nie było końca. zabrał krowę i poszli do domu (jakieś 7 km trasą, którą krowa pokonała prowadzona w tę stronę).
My wróciliśmy na komisariat kolegi. Co dalej? Skradzione mienie zostało odzyskane w nienaruszonym stanie, ale nie wiemy kto ją ukradł, nie mamy nawet najmniejszego śladu złodzieja. Jeżeli oficjalnie, na papier przyjmą zawiadomienie o kradzieży strzelę gola (samobója) w statystykę, a przecież statystyka (wykrywalność) jest najważniejsza.