14 listopada 2017

Ona i Ja.

Ten post poświęcam samej sobie, z nadzieją, że za rok będzie lepiej...

Niewiele ponad rok temu robiłam ten wpis KLIK.
Dziś zupełnie przypadkowo na niego trafiłam i pomyślałam sobie, że tegoroczna jesień nie jest tak piękna, tak jak i ten rok był dla mnie słaby.
Zaczęłam chorować, osłabłam psychicznie i fizycznie, przytyłam...
Ciało dokładnie odzwierciedliło stan umysłu.
Jakoś tak zbrzydłam fizycznie i psychicznie sama sobie.
Wszystko przestało mnie cieszyć, a najbardziej życie, choć bardzo się staram dla Jacka i jeszcze kilku osób, bardzo dla mnie ważnych.
Wychodzenie z domu jest trudne, a jak słyszę "weź się w garść" to pusty śmiech mnie ogarnia.
No ale byliśmy w tym Poznaniu, rozpatrujemy ponowną adopcję psa (tak nam to przychodzi i odchodzi, ale pewnie jakiś w końcu u nas zamieszka), wylicytowałam zakładkę do książki,
a pieniążki poszły do Brata Kota dla braci mniejszych.



Właśnie rozpoczął się Bazarek Mikołajkowy 😊 KLIK
Książka też nie jest taka zwyczajna... warto kliknąć KLIK

Ach... i przecież na chińszczyźnie (albo innej wietnamszczyźnie 😎) byliśmy!


Taki niepozorny budyneczek, ale że opinie mieszane to chcieliśmy sprawdzić.
Menu dość obszerne...


Jacek zamówił wieprzowinę pięciu smaków,



a ja na ostro z cebulą i czosnkiem.


Czubate talerze, cennik widoczny, a smak...
Moje danie byłoby cudowne, gdyby wieprzowina była miękka. Podane jeszcze skwierczące na żeliwnym półmisku dawało fajny efekt.
Oczywiście wymieniliśmy się z Jackiem talerzami, ale jakież rozczarowanie mnie spotkało po zetknięciu się mojego podniebienia z tym co było na jego talerzu.
Już sobie zapamiętam, że jak COŚ ma 5 smaków tzn, że nie ma żadnego!
Ogólnie nic nie mam do tego miejsca, ale to chyba nie moje klimaty.


I tak właśnie myśląc o innych próbuję żyć...

Trudno jest zabrać się do czegokolwiek będąc w takim dziwnym stanie.
Ciągle szukam w sobie tamtej dziewczyny sprzed 2-3 lat, ale ona gdzieś mi się zawieruszyła...
I która to Ona, a która Ja?
Może ta wesoła, łaknąca przygód, prąca do przodu, korzystająca z życia to właśnie Ona...
A ja to ta smutna, przygnębiona, zamknięta na siebie i świat?
Pewnie my obie to jedno, bo życie to nie linia prosta, to sinusoida.
Prosta to śmierć, sinusoida to życie - dokładnie tak jak na kardiomonitorze.

Śmierć...
Nawet nie wiedziałam, że tak łatwo można ją planować...
Ale wiem jedno, dopóki jestem w stanie znaleźć choć jeden powód do życia, a moim najgłębszym popędem będzie poszukiwanie sensu, to żyć będę.

Każdego dnia wyznaczam sobie jeden mały cel, taki, który jestem w stanie zrobić.
I robię.

Każdego dnia uśmiecham się, żartuję, gram... żeby nie musieć mówić co mi jest, a potem zapadam się w sobie.

Każdego dnia muszę zebrać w sobie bardzo dużo siły... żeby żyć...


Grażyna 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz