13.06.2015 roku, w Gałkowie, odbył się Maraton Mazury oraz bieg towarzyszący na 10 km.
Dystans maratonu nie jest dla nas, ale ta "mazurska dyszka" wywołuje jakiś sentyment.
Może dlatego, że Grażynka biegła w I biegu, a ja w III.
W tym roku, w IV biegu, po raz pierwszy wzięliśmy udział wspólnie :-)
Niestety zabrakło pana Wernera (rocznik 1932), który biegł w poprzednich trzech biegach...
O 9:00 wystartowali maratończycy
O 10:00 my stanęliśmy na starcie.
Ruszyliśmy.
Początek to przebijanie się przez tych co zaczęli spacerkiem, a stanęli na początku.
Później zamykanie grupki, która wyrwała do przodu. Grupka rozciągała się coraz mocniej.
Pierwsze 2 km minęły szybko, później każdy następny kilometr ciągnął się już coraz bardziej.
Kiedy dobiegałem do 7 km, 2 panów w rozmowie między sobą stwierdziło, że jak chcą zmieścić się w 55 min, to się muszą przyłożyć. Nie dałem rady utrzymać ich tempa, więc czas 55 min pozostał już tylko marzeniem.
Gdy się zaczął ostatni kilometr chciałem przyśpieszyć, a dałem się wyprzedzać kolejnym biegaczom. Tylko na ostatnich 200 m przed metą wyprzedziłem 2 panów.
Na metę dobiegłem z czasem 56:53, ponad minutę gorzej niż w ubiegłym roku a podobny do pierwszych 10 km na moich półmaratonach w Białymstoku i Tczewie. Co było tego powodem? Nie wiem. Pewnie jak każdy, się starzeję...
Po przekroczeniu linii mety poszedłem do samochodu po aparat foto, by uwiecznić moment przekraczania linii mety Grażynki.
W czasie oczekiwania pstrykałem fotki wszystkim dobiegającym do mety
Uchwyciłem nawet pierwszych maratończyków,
którzy wbiegli przed osobami zamykającymi "dyszkę" rodzinnie, jak widać :-)
To nie będzie nasze ostatnie Gałkowo bo mam nadzieję, że za rok ponownie staniemy na starcie i że pan Werner jako najstarszy zawodnik stanie razem z nami :-)
Grażyna:
Masz rację Kochanie, to nie będzie ostatnie Gałkowo :-DDla mnie na zawsze pozostanie ono symbolem odrodzenia i realizacji marzeń, które momentami wydawały się JUŻ nieosiągalne...
Symbolem wiary, że Ci wszyscy, którzy mówili "przecież jest tyle sportów" itd itp nie mieli racji, bo TYLE nie oznacza dobre dla mnie!
Symbolem nadziei, że po raz kolejny na którymś tam kilometrze, ze zmęczenia i bezsilności będę zadawała sobie po raz tysięczny pytanie "i po cholerę Ci to!?" by PO siedzieć z bananem na buzi i planować kolejny trening :-D
I wreszcie symbolem mojego teraźniejszego, wreszcie nie smutnego, życia! :-)
A Pan Werner... Mam nadzieję, że zdrowie mu dopisuje, ale jeśli przeniósł się do lepszego świata to wyobrażam sobie, że zalicza w nim wszystkie dróżki biegowe...
Pamiętam doskonale Gałkowo z roku 2012. Był to jedyny bieg na 10 km pomiędzy półmaratonem i maratonem, strasznie wymęczony i takiego go zapamiętałam.
Wtedy miałam kiepski dzień, nic ze sobą nie chciało współpracować, z trasy zapamiętałam tylko piach!
Tym razem byłam nakręcona jak pozytywka :-)
Przed startem wzięłam udział w akcji "Podziel się kilometrem" i na bieżni wytruchtałam 2 km :-)
Ale nie tylko duzi dzielili się km ;-)
Można było zrobić sobie badanie EKG, skonsultować się z kardiologiem, dietetykiem czy też kosmetologiem - wszystko za darmo! Nie skorzystałam, bo nie miałam na to czasu...
Delektowałam się atmosferą :-D
Oto jestem JA! Trochę starsza, bardziej zaokrąglona tu i ówdzie ;-P ale jestem i mogę cieszyć się tym co kocham i co pozwala mi żyć w zgodzie z samą sobą - oczywiście pasję mam na myśli, bo kocham nie tylko bieganie ;-)
Podsumowując: organizacja świetna, koszulki NB w pakiecie, medale na szyi i czegóż chcieć więcej?! :-D
A już tak prywatnie od nas link do naszych amatorskich zdjęć z biegu:
IV Bieg Szlakiem Krutyni
Grażyna i Jacek
To cudownie, że znowu biegasz Grażko ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń