30 lipca 2017

Tuszkowska Matka...

Grażyna:
Taaa... to kolejny bieg, różnica taka, że kibicowałam dwóm panom 😃

Jednak miejsce to wiąże się także z legendą (a te jak wiadomo kochamy!).
Wg Wikipedii:
"Pewnego razu w Tuszkowach umarła najstarsza wiekiem kobieta. Wszyscy mieszkańcy uczestniczyli w jej pogrzebie. Trumnę wieziono na wozie do Lipusza, aby ją tam pochować na cmentarzu. Droga wiodaca przez las była piaszczysta i wyboista. Tam gdzie był piasek, orszak pogrzebowy jechał pomału, po korzeniach i kamieniach jechali szybciej, aby ich mateczka w trumnie mogła sobie poskakać, bo w zyciu nie tańczyła. Jak byli blisko Lipusza, trumna z matką spadła z wozu od tego trzęsienia.
- Tu nasza mateczka chce byc pochowana - zdecydowali uczestnicy orszaku i wykopali dół, w który wsadzili trumnę i posadzili sosnę.
Drzewo wyrosło bardzo wysokie i grube tak, że trzech mężczyzn nie moze go objąć.
Sosna rosnie tam do dziś i mozna ją podziwiać, odpocząc w jej cieniu i posłuchać śpiewu ptaków."


Nie dotarliśmy do sosny, gdyż bieg był na 16.40 i nawet jeśli wyjechaliśmy dużo wcześniej, to w zupełnie innym celu. Ponieważ nie chciało mi się gotować, w Kościerzynie zahaczyliśmy o PRL-kę, w której za całe 43 zł, w trójkę, zjedliśmy obiad z dwóch dań i wypiliśmy kompot. O! 😋


Mam sentyment do tego miejsca, choć zakładam, że Pani Magda Gessler miałaby co tam robić 😂


Po przybyciu do Lipusza, Panowie odebrali nr startowe i chipy, pożarli kawę i ciasto 😉 i nastał czas przygotowań. Te buty, te koszulki, spodenki, ten szał ciał i w ogóle cały majestat biegowy za którym tęsknię, a wciąż jestem z boku...


Start!
"Poszły konie po betonie" 😏
Nie nie, po dróżkach leśnych prowadził ten ćwierć maraton.



Miałam godzinę dla siebie na podglądactwo 😇


Dla dzieci szykowała się impreza z klownami 😌


i tunelami... (moje koty i króliki też taki mają 😉 )


A jak ktoś ma dłuuuuugie nogi to i na dachu auta może usiąść 😉


Można było i tak


albo tak :-)


bo szczerze mówiąc pajda chleba ze smalcem swojskiej roboty i kiszonym ogórem to nieziemski smak 😊

Panowie oczywiście zmieścili się w limicie czasowym, zaliczyliśmy kolejną imprezę Kaszuby Biegają i aż żal zaczyna dopadać, że jeszcze 5 spotkań i nastąpi koniec sezonu biegowego...
Myślimy nad wyjazdem do domu... na Półmaraton Niepodległości (w listopadzie), ale nie wiem czy jestem gotowa na zetknięcie się z tęsknotą...
Niestety, ostatni rok był dla mnie najgorszym z możliwych, ale to nie temat na dziś.
Kaszuby są piękne


i to niepodlega dyskusji, ale moje Mazury piekniejsze... bo moje.

Jacek:
Nie wiem który to już bieg.
V pętla Tuszkowska Matka, Lipusz 29.07.2017


Nie musieliśmy nawet zbyt daleko jechać, niecałe 40 km.
Przygotowań do startu prawie nie było chociaż mieliśmy dużo czasu.



Start dosyć szybki, kilkaset metrów miasteczka i dalej las. Pierwszy kilometr i już miałem ochotę przejść w marsz chociaż był o minutę wolniejszy niż w poprzednim biegu. Nie mogłem złapać rytmu...
Następne kilometry tylko o parę sekund wolniejsze od poprzednich więc było dobrze.
Biegłem sapiąć jak lokomotywa widząc stale te same plecy, więc nie traciłem tempa do mojej grupy. Nie widziałem Kamila, nie myślałem nawet, że mógłbym go dogonić, gdyż 2 lata temu, pomimo mojej życiówki na biegu Westerplatte, na mecie był parę minut prze de mną.
Na dziewiątym kilometrze, kiedy moje tempo spadło już do 5:30 wyprzedziło mnie parę osób, nie odpuszczałem trzymając się ich. Na jedenastym kilometrze oni przyśpieszyli i ja też. Gdy minęliśny już tabliczkę oznaczającą 11 km przyśpieszyłem jeszcze bardziej i nawet udało mi się trzech z nich wyprzedzić.
Na finiszu byłem już przed nimi, ale czwartego dogonić mi się już nie udało.


Gdy miałem już medal na  szyi i odnalazłem Grażynkę, jakie było moje zdziwienie gdy okazało się, że Kamila jeszcze nie ma. Sprawdziłem na Endo. Wskazywało 11,11km, więc za chwilę powinien się wyłonić na ostatnią prostą. Wybiegłem po niego by "dociągnąć" do mety.
Odcięło go, zaszwankował achilles i dwugłowy uda.


I okazało się, że moje endo policzyło trasę na 11.28 km a jego na 12,69.
To dlatego przybiegł za mną, bo miał dłuższą trasę 😋😋😋
Oczywiście poczestunek po biegu był jak zawsze, tym razem krokiet z kapustą i grzybami oraz surówka 😀


Do mety dobiegli wszyscy startujący. 317 osób. Poziom był bardzo wysoki. Ja pomimo upragnionego złamania godziny (59:10) uplasowałem się dopiero na 182 pozycji.



Grażyna i Jacek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz