19 listopada 2015

XI Międzynarodowy Kościański Półmaraton

Jacek:
Przebiegłem swój ostatni półmaraton zaliczający się do Korony Półmaratonów Polskich.
Tym razem był to Kościan.
Kościan zamyka listę biegów zaliczających się do KPP.
Nie czułem tego biegu, chociaż złamanie 2 godzin bardzo mnie dręczyło.
Po długiej jeździe z przygodami, pakiet startowy odebraliśmy w sobotnie popołudnie.
Następnego dnia na start dojechaliśmy z półtoragodzinnym wyprzedzeniem, zdążyliśmy nawet odebrać piwo, a nawet dwa, które było w pakiecie :-)


Szwędało się wielu biegaczy w koronach, dla których również był to bieg zwieńczający całoroczny wysiłek.
Grażynka bardzo żałowała, że i ja nie posiadam korony, ale powszechnie wiadomo, że jak się chce to się ma, więc i dla mnie ta korona się znalazła. Para biegaczy, która poprosiła o zrobienie im fotki, słyszała nasza rozmowę i wręczyła dodatkową koronę ;-)
Grażynka wcisnęła mi ja na głowę i nakazała w niej biec :-D


Słyszałem  za plecami "biegniemy za królem", a z publiczności "dajesz królu, dajesz!"
Po ok 5 km, korona rozmoczona potem, zjechała mi z głowy, bo papierowa była :-P

Wracając do samego START-u... stanąłem z pacemaker-ami na 2 godziny.
Biegło ok 1800 osób, więc linię startu przekraczało się szybko, ostatni biegacz po 1 min.


Trasa w centrum miasta, a niektóre odcinki przebiegało się dwu- a nawet trzykrotnie.
Po pierwszych 1800 metrach ponownie przekraczałem linię startu machając Grażynce,


a po 5 km opadłem już z sił. Pecemaker oddalał się, a ja rozważałam (po raz pierwszy!) czy nie zejść z trasy.
Limit czasu na ukończenie to 2.5 godziny.
Obawiałem się, że skoro powłóczę nogami na 6 km to nie zmieszczę się w czasie, co wiąże się z dyskwalifikacją i całoroczna praca nad koroną pójdzie na marne... i nie wiem czy zacząłbym od początku.


Na 10 km zdublowała mnie czołówka co mi uświadomiło, ze z moim czasem nie jest dobrze.
Na 11 podszedłem do Grażynki ze słowami "nie dam rady, zejdę z trasy", ale Grażynka powiedziała, że czas mam dobry, dam radę i mam biec dalej.
Na 12 km minęli mnie pacemaker-zy na 2:10 z taką prędkością, że nawet nie próbowałem im dorównać.
Człapałem przez kolejne km skupiając myśli na tym, żeby zmieścić się w czasie.
Na którejś "nawrotce" mijałem Quada z napisem "Koniec Biegu"


i całkiem sporo osób przed nim biegnących, a z moich wyliczeń wynikało, że jestem przed nimi ok 2 km.
Przestałem się wtedy martwić czasem i uprawiałem świński trucht dalej ;-)
Zaczęła się przede mną długa prosta, przed 21 km zapytałem Grażynkę (która znowu się wyłoniła :-D) czy zmieszczę się w czasie??? krzyknęła, że mam zapas.


Bramka 21 km z pomiarem czasu, który mylił wielu biegaczy, bo myśleli że to meta i się zatrzymywali.
Minąłem tych zwalniających i zatrzymujących się i tupiąc w swoim rytmie dopadłem mety.
Nie widząc jeszcze zegara usłyszałem głos komentatora: "czas 2:15 czekamy jeszcze 15 min na ostatnich zawodników".
Zdążyłem! :-)
Bieg ukończyło 1590 osób, kilka nieznacznie przekroczyło czas 2;30 ale nie zostali zdyskwalifikowani :-)
Mój czas netto to 2:14:27, miejsce open 1461.
Podsumowując: bieg był dla mnie bardzo ciężki fizycznie i emocjonalnie, krążące myśli wokół zejścia z trasy, na przemian, że jak nie dobiegnę to będę żałował, kłóciły się ze sobą bardzo.
Wiedziałem, że jeśli się poddam, będę żałował...
Się nie poddałem ;-)


Grażyna:
Pierwszy raz widziałam Cię pozbawionego sił, chęci, białego jak kreda z wysiłku.
Powiedziałam "biegnij, masz dobry czas!", a potem umierałam ze strachu na dźwięk sygnału karetek pogotowia...
Sprawdzałam czy na Endo km rosną :-) Rosły.
Doskonale znam to uczucie braku mocy, kiedy tak dużo się chce, a na tak niewiele ciało i głowa pozwalają...
Znam tą wewnętrzną walkę, pomiędzy zdrowym rozsądkiem a chęcią udowodnieniem sobie i światu, że DAM RADĘ mimo wszystko...
I choć wiem też, że czasami warto odpuścić, Ciebie "pognałam" do mety ;-)
Ale wolałam tak, niż mieć w domu marudę :-P

Kibicowałam i obserwowałam kibiców


a także takich jak ja "strzelających" obiektywami, żeby bliska osoba biegnąca miała jak najlepszą fotkę :-)


i nie mogłam oprzeć się kolejce :-D


Ogólnie impreza fajnie zorganizowana - z pozycji kibica - bo gdybym sama miała biec kilka kółeczek i oglądać któryś raz te same widoczki, to pewnie byłabym już mniej zadowolona ;-P


Grażyna i Jacek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz