Grażyna:
I wszystko jasne!!!
Nasz mini urlop zaczął się w środę ok 10 (moment wyjazdu) i zakończył w niedzielę ok 16 (powrót).
To był cudowny, intensywnie spędzony czas 😍
W drodze...
Oczywiście pierwsze kroki skierowaliśmy
TU, zwyczajnie nie mogło być inaczej 😅
Polecamy to miejsce z czystym sumieniem! Od lat nic nie zmieniło się w smaku, są tak samo pyszne jak 5 lat temu 😋
Po takim kebabie zawsze jest moc! 💪💪💪
Następne kroki skierowaliśmy nad Niegocin. Taki był plan, iść tam gdzie kochaliśmy przebywać 💖
Nie wiem co musiałoby się wydarzyć, żebym przestała kochać to miejsce...
Tam jest mój dom, bo "dom mój gdzie serce moje"!
Pierwsze dwie noce spaliśmy u Beatki, kociętnikowej mamy 💓
O Bracie Kocie i kociętniku pisałam już nie raz.
W
środę po pierwszym oblocie miasteczka (tam komunikacja nie jest potrzebna, wszędzie można dojść na własnych nogach, tudzież dojechać na rowerze GROM 😀), pojechaliśmy do Beatki na pyszną tartę i pierogi. Spotkaliśmy się także z Marią, jeszcze "większą" kociętnikową mamą 💓
Było super, dziękuję kobietki 😙
Wieczorem, mi i Beacie, bananowy uśmiech nie schodził z twarzy 😜
Noc przespałam jak niemowlę, już nie pamiętam kiedy ostatni raz tak dobrze mi się spało...
W
czwartek wstaliśmy ok 9, zjedliśmy śniadanie i myknęliśmy do Pozezdrza, miejsca, gdzie jeszcze 3 lata temu mieszkaliśmy.
Jacek miał w planie bieg z psiurem,
a może nawet pisiorem... 😂
Natomiast ja powędrowałam na swoje ulubione ścieżki i ścieżynki 😍
Jacek przebiegł 7 km, ja tyle przeszłam już nie z jednym, a z pięcioma bananami na twarzy.
Czułam się wspaniale! szczęśliwa! u siebie!
Nareszcie wiem co dolega mojej psyche 😇
Oczywiście Jacek szybciej skończył bieg niż ja spacer, więc przyszedł po mnie na rozdroże 😉
Po spacerze i biegu pojechaliśmy do Węgorzewa.
Obiadek zjedliśmy
TU, ale mocno nas rozczarował 😣
Porcje w stosunku do ceny ok, ale mięsa chyba nikt tam nie potrafi robić. Swoją porcję schabu i karkówki oddałam psu (nie powinnam tego robić, wiem), bo miałam wrażenie, że szybciej podeszwę buta będę w stanie przeżuć 😛
Do tego łódeczki z ziemniaków kupione w L albo B i surówki.
No dobra, piwo było ok 😤
Po obiedzie poszliśmy pokłonić się Mamry 💞
Piękny spacer w piękne miejsce i to nic, że nogi wchodziły nam w cztery litery 😏
Czwartek dobiegał końca, wróciliśmy do Beatki.
Czekała na nas przepyszna carbonara tak pikantna, że następnego dnia trudno było się załatwić bez pieczenia w okolicy... no w okolicy.
Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, zrobiliśmy sobie psychoterapię w wersji mini light i poszliśmy spać ok północy 😮
Piątek był częściowo dla Kociętnika
BRAT KOT. Pogoda też raczej barowa (ale tylko tego jednego dnia).
Pomogłam trochę Beatce przy porządkach - oj jest co robić przy 70 kotach 😎
Każdy chce pełną michę i czystą kuwetę... i głaski oczywiście 😊
I każdy kto nas czyta może wesprzeć kotełki karmą, żwirkiem czy grosikiem 💕 albo zadzwonić, napisać i zapytać co potrzeba w pierwszej kolejności 😃
Fado odwiedzał braci mniejszych bez pewności siebie... No cóż, mieć w domu zapach 3 kotów, a czuć 70 to zapewne "niewielka" różnica 😂
Ja - zabrałabym do domu przynajmniej ze trzy... gdyby nie zdrowy (?) rozsądek 😜
To maleństwo ze zdjęcia skradło moje serce i naprawdę żałuję, że nie mogę go zabrać...
Kiedy ja przytulałam koteczki, Jacek przeprowadzał nas od Beaty do wykupionego pokoju.
Może niezupełnie wykupionego, ponieważ na ten nocleg była licytacja w Kociętniku i nam się udało 😆
Z czystym sumieniem miejsce godne polecenia, tym bardziej, że mamy porównanie jeżdżąc tu
i ówdzie.
Tego dnia zjedliśmy kebaba u Turka przy Warszawskiej.
Kebab duży, świeży, ale zupełnie bez smaku 😦 a szkoda, bo droższy od tego naszego ulubionego, a kubki smakowe nie były zadowolone 😕
Jednak przez dwa dni mieliśmy siebie tylko dla siebie...
To było piękne 💕
Tyle miłości, czułości i... wspomnień 😍
Bez pośpiechu, stresu, sprzątania, gotowania i napięć 😀
Sobota przyszła tak samo szybko jak czwartek i piątek 😢
Pojechaliśmy do Harszu.
Jacek na treningową piętnastkę,
ja na spacer.
Harsz to mała, ale bardzo malownicza wioska, położona nad jeziorem Harsz, w której zawsze wyczekiwałam przylotu bocianów wiosną. Od 20.03. każdego roku jeździłam rowerem, żeby cieszyć się oznakami wiosny 😊
Zazwyczaj przylatywały ok 25.03.
Tu nawet krowy są bardziej przyjazne 😤
W drodze powrotnej bardzo chciałam zobaczyć jedno miejsce... moją NAJUKOCHAŃSZĄ ścieżkę biegową. To właśnie na niej tłukłam dziesiątki km przygotowując się do półmaratonu, a później maratonu
Czuliśmy się już trochę zmęczeni. Odwiedziliśmy jeszcze Wzgórze Brunona (moje ulubione miejsce "ucieczek" gdy było mi źle), z którego roztacza się piękny widok na Niegocin.
Zjedliśmy kolejnego kebaba w naszym ulubionym miejscu, Jacek zapłacił podatek od marzeń 😂
i wróciliśmy do pokoju odpocząć.
Niedziela była już tylko dniem pożegnalnym.
Wstaliśmy rano, zjedliśmy śniadanie i poszliśmy na ostatni spacer...
Ciężko rozstawać się z ukochanym miejscem, ale czekały na nas obowiązki.
Myślimy o powrocie TAM na starsze lata 💕 i na ZAWSZE! 😍
Każdy może mówić za siebie, ale dla mnie to miejsce ma szczególny wydźwięk.
To w Giżycku przeżyłam najpiękniejsze chwile swojego życia, ale i też te bardzo ciężkie.
Jestem szczęściarą! Wiem, gdzie jest mój dom, moje miejsce na ziemi...
Do widzenia domku wkrótce 💞
Jacek:
Trudno mi cokolwiek napisać, gdyż Grażynka napisała o wszystkim. Czekałem na ten wyjazd. Giżycko nie jest moim rodzinnym miastem, ale kilka lat tam mieszkałem, pracowałem i poznałem te okolice, jak bym się tam urodził.
Miasto "żyje" w sezonie letnim, poza sezonem zamiera.
O godzinie 20 ulice pustoszeją, miasto śpi.
To jest bardzo fajne dla tych co lubią ciszę i spokój, a nie chcą wyjeżdżać na wakacje, bo wakacje "przyjadą" do nich.
A takich ścieżek biegowych jakie są w Pozezdrzu próżno szukać tam gdzie teraz mieszkamy.
Na pewno w przyszłym roku też będziemy chcieli tam pojechać, może uda się na trochę dłużej odwiedzając jeszcze parę miejsc za którymi tęsknimy.
Grażyna i Jacek