Bieg inauguracyjny z cyklu "Kaszuby Biegają" jest już za nami.
Start był w Wejherowie 08.04. - meta w Lesie Piaśnickim.
Przy "Bramie Piaśnickiej" w Wejherowie, po odegraniu hymnu, usłyszeliśmy parę słów przemówienia burmistrza, po czym głos zajął ksiądz biskup.
Mało kto był zainteresowany tym, co wielebny ma do powiedzenia...
Tłum udał się na linię startu, znajdującą się około 100 m dalej.
Zanim jeszcze biegacze zdążyli się ustawić, czołówka bez żadnej zapowiedzi ruszyła do przodu. Biegacze bardzo szybko się rozciągnęli, jeszcze przed końcem pierwszego kilometra widziałem długi sznur przed sobą, tak że nie mogłem dojrzeć czołówki.
Po kilkuset metrach od startu skręciliśmy w las na ścieżkę rowerową. Drogą leśną biegliśmy już do końca. Najbardziej wymagający był drugi kilometr.
W biegu brała udział grupka maratończyków, którzy ten bieg traktowali lajtowo, jako rozgrzewkę przed maratonem w Gdańsku (następnego dnia).
Biegnący obok mnie chłopak spojrzał na zegarek i stwierdził, że biegnie za szybko bo kazali mu nie szybciej jak 6 min na kilometr, a biegnie tempem jakim jutro ma biec maraton.
Ludzie ci bawili się biegiem. Biegali szlaczkiem, bokiem, tyłem, widać było, że to nie ich tempo.
Na szóstym kilometrze za plecami słyszałem śpiew podczas biegu "Biegać każdy może, jeden lepiej inny gorzej..."
Dziewiąty kilometr był z górki wiec udało mi się przyspieszyć i korzystając z rezerw energii biec tak aż do mety. Ok 500 m przed metą miałem wspaniały doping w postaci małych skrzatów :-D
Na ostatnich 100 metrach słyszałem z tłumu "dajesz, dajesz, bierzesz ją" chodziło o kobietę biegnącą przede mną. Niestety była za daleko i przekroczyła linie mety o sekundę przede mną.
Czas widoczny na zegarze obserwowałem od co najmniej 20 metrów, lecz nie miałem wpływu na to, że sekundy tak szybko uciekają. Ostatnie numerki na zegarze jakie zaobserwowałem to 57:28.
Dla kogoś, kto biega jeden dzień w tygodniu to i tak bardzo dobrze.
W biegu udział wzięło prawie 530 osób. Wszyscy zmieścili się w czasie 90 minut.
Niektórzy do biegania podchodzą z humorem
Grażyna:
Jak zawsze gratki dla Ciebie :-)
Miałam trochę czasu, więc zwiedzałam okolicę, która była pięknym lasem i cmentarzem zbrodni niemieckiej jednocześnie (od października 1939 do kwietnia 1940 roku).
Ofiarami byli miejscowi Polacy, a także dzieci polskie i żydowskie, które wraz z całymi rodzinami były mordowane w Lesie Piaśnickim.
Piękne miejsce, cudny stary las, który był świadkiem okrutnych zbrodni i szumi o tym po dzień dzisiejszy...
Spacerując doszłam do Sanktuarium Błogosławionej Męczennicy Alicji Kotowskiej i Towarzyszy
i pomnika upamiętniającego dzieci
Piękne to miejsce i smutne zarazem.
Cieszyłam się jak dziecko tym spacerem w samotności, bo własnie tam i tamtego dnia podjęłam bardzo ważne dla mnie decyzje, które zaczynam wdrażać w życie. Potrzebowałam ciszy i spokoju żeby móc pomyśleć :-) Tam jest idealne miejsce...
A już tak na koniec zdjęcie roku! :-D
Jacek jak je zobaczył to się przeraził i stwierdził, że jest brzydki i stary haha :-)))))
Ale tak to jest z biegaczami, na starcie są tacy piękni, gibcy, skoczni a po paru km sprytne oko fotografa wyłapuje jak to jest naprawdę :-D
Wiem, bo sama mam kilka takich fot z czasów gdy biegałam ;-)
Grażyna i Jacek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz