30 kwietnia 2017

"Kartuska 10" - Kaszuby Biegają

Próbowałem znaleźć trochę informacji o Kartuzach lecz niewiele jest w necie. Pierwsze wzmianki o miejscowości są z przed 700 lat ale poza pojedynczymi grobami dawnych mieszkańców niewiele się zachowało.
W 1818 roku, Kartuzy zostały stolicą powiatu. Znajdowały się tu wszystkie urzędy i instytucje, które są w miastach powiatowych: Starostwo, Sąd Grodzki, więzienie, Urząd Skarbowy, Powiatowa Komenda Policji, bank, Urząd Pocztowy oraz wiele innych. Nie wiem ile z tych budynków zachowało się do dziś, bo miasto wygląda na stosunkowo młode.
Na wjeździe do miasta znajduje się Muzeum Kaszubskie


ale tym razem nie zawitaliśmy do Kartuz w celach turystycznych, tylko biegowych :-)

Sam bieg był zorganizowany całkiem nieźle, poza tym, że najpierw stało się w kolejce po numer startowy, później po czipa a później w "kilometrowej"kolejce po bawełnianą koszulkę.


Biuro zawodów znajdowało się ok 500 m od startu. Jakiś pan przy starcie pytał mnie o biuro zawodów. Wskazałem mu kierunek i powiedziałem, że to nie więcej jak 500 m, poszedł jednak po samochód i pojechał we wskazanym kierunku.
Nie wiem gdzie tam zaparkował, ale to jego problem. Dla niektórych ludzi 500 m to jak "ultras".

Start, pomimo niewielkiej liczby uczestników, był bardzo powolny, lecz po kilkuset metrach grupa biegaczy rozciągnęła się tak, że biegło się luźno, swoim tempem.


Przez pierwsze 5 km trzymałem jeszcze tempo grupki w której  biegłem, lecz 6-ty kilometr i bardzo długi podbieg tak mnie wykończył, że trudno mi było ponownie złapać rytm, a biegacze zaczęli mnie wyprzedzać.
Przez pierwsze 2 km trasa była asfaltem, później drogą gruntową po błocie aż do dziesiątego kilometra. W połowie trasy był punkt z woda, ale niewiele osób z  niego korzystało bo byliśmy nawadniani przez deszcz. Od samego startu padało, a mżawka ustała dopiero 2 km przed metą.
Ostatnie pół kilometra, kiedy poczułem asfalt pod nogami to był wymuszony finisz.
Nikogo nie wyprzedziłem, ale i nikt mnie też nie wyprzedził, chociaż słyszałem kroki tuż za plecami.
Cudem zmieściłem się w godzinie. Najsłabszy czas jak do tej pory.


Do mety dobiegło 485 osób, wszyscy zmieścili się w założonym czasie 90 minut.


Pewnie duży wpływ, na mój wynik, miał brak treningów w ostatnim okresie.
Od Biegu Piaśnickiego nie trenowałem w ogóle. Pracowałem przez 3 tygodnie non stop z sobotami i niedzielami włącznie, z jednym wolnym dniem. Nie miałem ani ochoty ani siły wyjść na trening nawet w ten dzień. Chciałem odpocząć.
Wiem, że w kolejnym biegu na 15 km tak się nie da, nie będę w stanie pobiec z marszu, bez treningów. Muszę pomyśleć jak pogodzić pracę z treningami.




Jacek

9 kwietnia 2017

Biegi Piaśnickie - Kaszuby Biegają

Jacek:
Bieg inauguracyjny z cyklu "Kaszuby Biegają" jest już za nami.
Start był w Wejherowie 08.04. - meta w Lesie Piaśnickim.
Przy "Bramie Piaśnickiej" w Wejherowie, po odegraniu hymnu, usłyszeliśmy parę słów przemówienia burmistrza, po czym głos zajął ksiądz biskup.
Mało kto był zainteresowany tym, co wielebny ma do powiedzenia...
Tłum udał się na linię startu, znajdującą się około 100 m dalej.
Zanim jeszcze biegacze zdążyli się ustawić, czołówka bez żadnej zapowiedzi ruszyła do przodu. Biegacze bardzo szybko się rozciągnęli, jeszcze przed końcem pierwszego kilometra widziałem długi sznur przed sobą, tak że nie mogłem dojrzeć czołówki.
Po kilkuset metrach od startu skręciliśmy w las na ścieżkę rowerową. Drogą leśną biegliśmy już do końca. Najbardziej wymagający  był drugi kilometr.
W biegu brała udział grupka maratończyków, którzy ten bieg traktowali lajtowo, jako rozgrzewkę przed maratonem w Gdańsku (następnego dnia).
Biegnący obok mnie chłopak spojrzał na zegarek i stwierdził, że biegnie za szybko bo kazali mu nie szybciej jak 6 min na kilometr, a biegnie tempem jakim jutro ma biec maraton.
Ludzie ci bawili się biegiem. Biegali szlaczkiem, bokiem, tyłem, widać było, że to nie ich tempo.
Na szóstym kilometrze za plecami słyszałem śpiew podczas biegu "Biegać każdy może, jeden lepiej inny gorzej..."
Dziewiąty kilometr był z górki wiec udało mi się przyspieszyć i korzystając z rezerw energii biec tak aż do mety. Ok 500 m przed metą miałem wspaniały doping w postaci małych skrzatów :-D


Na ostatnich 100 metrach słyszałem z tłumu "dajesz, dajesz, bierzesz ją" chodziło o kobietę biegnącą przede mną. Niestety była za daleko i przekroczyła linie mety o sekundę przede mną.



Czas widoczny na zegarze obserwowałem od co najmniej 20 metrów, lecz  nie miałem wpływu na to, że sekundy tak szybko uciekają. Ostatnie numerki na zegarze jakie zaobserwowałem to 57:28.
Dla kogoś, kto biega jeden dzień w  tygodniu to i tak bardzo dobrze.


W biegu udział wzięło prawie 530 osób. Wszyscy zmieścili się w czasie 90 minut.
Niektórzy do biegania podchodzą z humorem



Grażyna:
Jak zawsze gratki dla Ciebie :-)

Miałam trochę czasu, więc zwiedzałam okolicę, która była pięknym lasem i cmentarzem zbrodni niemieckiej jednocześnie (od października 1939 do kwietnia 1940 roku).
Ofiarami byli miejscowi Polacy, a także dzieci polskie i żydowskie, które wraz z całymi rodzinami były mordowane w Lesie Piaśnickim.
Piękne miejsce, cudny stary las, który był świadkiem okrutnych zbrodni i szumi o tym po dzień dzisiejszy...


Spacerując doszłam do Sanktuarium Błogosławionej Męczennicy Alicji Kotowskiej i Towarzyszy


oraz licznych, zbiorowych mogił



i pomnika upamiętniającego dzieci


Piękne to miejsce i smutne zarazem.

Cieszyłam się jak dziecko tym spacerem w samotności, bo własnie tam i tamtego dnia podjęłam bardzo ważne dla mnie decyzje, które zaczynam wdrażać w życie. Potrzebowałam ciszy i spokoju żeby móc pomyśleć :-) Tam jest idealne miejsce...

A już tak na koniec zdjęcie roku! :-D


Jacek jak je zobaczył to się przeraził i stwierdził, że jest brzydki i stary haha :-)))))
Ale tak to jest z biegaczami, na starcie są tacy piękni, gibcy, skoczni a po paru km sprytne oko fotografa wyłapuje jak to jest naprawdę :-D
Wiem, bo sama mam kilka takich fot z czasów gdy biegałam ;-)

Grażyna i Jacek