W 1818 roku, Kartuzy zostały stolicą powiatu. Znajdowały się tu wszystkie urzędy i instytucje, które są w miastach powiatowych: Starostwo, Sąd Grodzki, więzienie, Urząd Skarbowy, Powiatowa Komenda Policji, bank, Urząd Pocztowy oraz wiele innych. Nie wiem ile z tych budynków zachowało się do dziś, bo miasto wygląda na stosunkowo młode.
Na wjeździe do miasta znajduje się Muzeum Kaszubskie
ale tym razem nie zawitaliśmy do Kartuz w celach turystycznych, tylko biegowych :-)
Sam bieg był zorganizowany całkiem nieźle, poza tym, że najpierw stało się w kolejce po numer startowy, później po czipa a później w "kilometrowej"kolejce po bawełnianą koszulkę.
Biuro zawodów znajdowało się ok 500 m od startu. Jakiś pan przy starcie pytał mnie o biuro zawodów. Wskazałem mu kierunek i powiedziałem, że to nie więcej jak 500 m, poszedł jednak po samochód i pojechał we wskazanym kierunku.
Nie wiem gdzie tam zaparkował, ale to jego problem. Dla niektórych ludzi 500 m to jak "ultras".
Start, pomimo niewielkiej liczby uczestników, był bardzo powolny, lecz po kilkuset metrach grupa biegaczy rozciągnęła się tak, że biegło się luźno, swoim tempem.
Przez pierwsze 5 km trzymałem jeszcze tempo grupki w której biegłem, lecz 6-ty kilometr i bardzo długi podbieg tak mnie wykończył, że trudno mi było ponownie złapać rytm, a biegacze zaczęli mnie wyprzedzać.
Przez pierwsze 2 km trasa była asfaltem, później drogą gruntową po błocie aż do dziesiątego kilometra. W połowie trasy był punkt z woda, ale niewiele osób z niego korzystało bo byliśmy nawadniani przez deszcz. Od samego startu padało, a mżawka ustała dopiero 2 km przed metą.
Ostatnie pół kilometra, kiedy poczułem asfalt pod nogami to był wymuszony finisz.
Nikogo nie wyprzedziłem, ale i nikt mnie też nie wyprzedził, chociaż słyszałem kroki tuż za plecami.
Cudem zmieściłem się w godzinie. Najsłabszy czas jak do tej pory.
Do mety dobiegło 485 osób, wszyscy zmieścili się w założonym czasie 90 minut.
Pewnie duży wpływ, na mój wynik, miał brak treningów w ostatnim okresie.
Od Biegu Piaśnickiego nie trenowałem w ogóle. Pracowałem przez 3 tygodnie non stop z sobotami i niedzielami włącznie, z jednym wolnym dniem. Nie miałem ani ochoty ani siły wyjść na trening nawet w ten dzień. Chciałem odpocząć.
Wiem, że w kolejnym biegu na 15 km tak się nie da, nie będę w stanie pobiec z marszu, bez treningów. Muszę pomyśleć jak pogodzić pracę z treningami.
Jacek