Im więcej lat wchodzi mi na kark, tym bardziej lubię i doceniam jesień.
Z dwóch powodów: za kolory i spokój.
Nie jakąś tam wielką ciszę na zewnątrz bo ulewy i wichury wcale ciche nie są, ale wszystko dookoła spowalnia i zasypia, więc i człowiekowi jakoś tak... spokojniej.
Natomiast kolory powalają swoją paletą barw :-)
Żadna pora roku nie może poszczycić się ta kolorową szatą ;-)
Jacek zbierał buczynę, a potem ją skubaliśmy :-P jak wiewiórki.
Dawno nie wędrowałam z aparatem, z różnych powodów, a dziś, gdy już zaczynałam się rozkręcać...
Szkoda, że łódka nie jest drewniana, bo klimatu mi zabrakło :-)
...po przejściu 1,5 km zaczęło padać... :-/
Szliśmy przed siebie, ale po chwili zerwała się ulewa i zdezerterowaliśmy. No nie potrzebne nam katarusy i inne takie :-)
Właściwie nie wiem czemu ma służyć ten post...
Może temu, że życie jest jak ścieżka na której są zakręty...
I warto zająć się tym co pod nogami, a nie tym co jest za zakrętem, bo możemy nawet do niego nie dojść.
Listopad jest dla mnie tym zakrętem w który wchodzę i zupełnie nie wiem jak zakończy się wyjście z niego.
Żadnych planów! Tylko to co życie przyniesie :-)
Jacek:
Miał być spacer wokół Jeziora Przywidzkiego.
Pierwszy tej jesieni.
Miał, bo pomimo początkowego słońca i pięknych kolorów jesieni, po 20 minutach wędrówki złapał nas deszcz i zakończył naszą wycieczkę.
Plany planami, a rzeczywistość...?
Wracając w deszczu do auta pomyślałem już któryś raz z kolei: żyjmy tak jakby jutra miało nie być, dniem dzisiejszym, pielęgnując wspomnienia.
Życie i tak nieustannie weryfikuje wszystkie NASZE plany, niekoniecznie na naszą korzyść...
Obudź się i żyj!
Grażyna i Jacek