Grażynka pojechała po swój rower po "generalce", czyli prawie nowy.
Ja miałem wyjechać z domu w tym samym czasie co ona z Dobrego Miasta, by spotkać się w połowie drogi, czyli w Świętej Lipce.
Postanowiłem zrobić niespodziankę i czekać z aparatem w Robawach, 3 km za Reszlem a 5 km przed Świętą Lipką, czyli na moim 81 kilometrze, a 60 km Grażynki. Aby mi się to udało musiałbym wyjechać godzinę prędzej.
Po otrzymaniu SMS, że jest już na miejscu, zacząłem się "zbierać": śniadanie, ubranie, Luśka siusiu, rower. Jak już byłem gotowy do wyjazdu SMS: "WYJEŻDŻAM"
Musze się pośpieszyć by nadrobić 20 km.
Na 40 km zrobiłem sobie przerwę żeby się zorientować, gdzie jest Grażynka, była w Lutrach.
Nie zdążę. Ruszam dalej, jeszcze szybciej.
Po drodze podziwiam powstającą trasę rowerową Green Velo,o której już pisaliśmy.
W jednym miejscu droga mnie zaskoczyła. Roztargniony rowerzysta miałby dużą szansę na czołowe zderzenie z ogrodzeniem posesji, gdzie droga się kończy i dalej prowadzi pod kątem prostym w bok.
Tu bezpieczniej jest jechać ulicą, chociaż Kodeks Drogowy tego zabrania.
Zdjęcia nie mam, chciałem zdążyć z niespodzianką.
Gdy dojechałem do drogi 592, na prawo miałem Bartoszyce, na lewo Kętrzyn, a prosto Reszel. Zatrzymałem się by sprawdzić, gdzie jest Grażynka. Okazało się, że minęła już miejsce do którego chciałem dojechać i zbliża się do Świętej Lipki.
Nie zdążyłem. Zmiana planu. Jadę prosto do Kętrzyna, dopiero tam się spotkamy. Ja mam 19 km a Grażynka 13. Biorąc pod uwagę jej przerwę na odpoczynek dojedziemy w tym samym czasie.
Tak było, dojechałem zaledwie minutę wcześniej.
Do domu zostało zaledwie 45 km, to tak jak byśmy już dojeżdżali...
Po tak długiej przerwie to pierwszy i zapewne ostatni taki wyjazd w tym roku. Było warto.
Pomimo zmęczenia.
Grażyna:
Pominę milczeniem co sobie pomyślałam, gdy na Endo zobaczyłam którą drogą jedzie Jacek.
Najpierw przeszło mi przez myśl, że zabłądził, ale później wpadłam na to, że chciał zrobić "kółeczko", a nie uskuteczniać jazdę na agrafkę :-P
Niespodzianka mu nie wyszła, ale mój lekki wkurw owszem tak.
Jednak zanim dojechałam do Kętrzyna wszystko minęło :-)
Rower po naprawie zdał egzamin! Już zapomniałam jak lekka może być jazda :-D
Droga z Dobrego Miasta do nas jest dość wymagająca i zastanawiałam się czy znowu pod górki będę szła... :-/ Już kiedyś tak było, że pomimo kondycji i dobrej zaprawy rowerowej, właśnie tam nie miałam siły wjeżdżać na wzniesienia :-) Fala góra-dół- góra-dół jest naprawdę wykańczająca.
Tym razem się nie dałam "fali" tylko spokojnie, bez spinki toczyłam się pod górki ;-)
Najfajniejsza jest serpentynka za Radostowem. Teraz było z górki, ale wjeżdżaliśmy i pod nią :-)
Niestety fotka nie oddaje tego, jak naprawdę wygląda.
To była bardzo fajna jazda. Zanim organizm się zorientował, że chcę go zmusić do dużego wysiłku, byłam już blisko domu.
Ponieważ po tel Jacka, już wiedziałam, że nie odpoczniemy razem w Św Lipce, nie miałam zamiaru rezygnować ze swojego odpoczynku.
W pięknych okolicznościach przyrody zjadałam kanapkę i po ok 15 min ruszyłam do Kętrzyna :-)
Po 13 km spotkaliśmy się przy Lidlu. Jacek był juz bardzo zmęczony, ale jak to on, nie mierzył sił na zamiary... :-( Przecież nie jeździł rowerem praktycznie od wypadku.
Do domu zostały nam 2 godz jazdy. Mogliśmy wsiąść w pociąg, ale chyba żadne z nas o tym nie pomyślało... ;-)
Dzień kończył się szybko, chcieliśmy zdążyć przed zmrokiem...
O 17.30 byliśmy w domku.
Gorąca kąpiel złagodziła ból palonych mięśni, a następnego dnia nie mogłam się obudzić :-)
To są cudowne chwile, gdy tak można mknąc przed siebie i sięgać "gdzie wzrok nie sięga" :-)
Niedawno na FB widziałam to:
Nic mi się nie zbiera!!! :-D
Bo jeśli zrobiłam co zrobiłam, żyłam jak żyłam i jestem tu gdzie jestem tzn, ŻE TAK MIAŁO BYĆ!
Grażyna i Jacek