25 grudnia 2015
19 grudnia 2015
Dinozaur.
Dinozaury to my - chciałoby się rzec - ale nie o nas chodzi.
To znaczy o nas pośrednio też, a dokładnie o rozumienie się ;-)
Kiedyś, kiedyś, reklama w TV pewnej kolekcji, przypomniała mi historyjkę z zamierzchłych czasów, którą opowiedziałam Jackowi.
Mianowicie lat trochę temu, była moda na różnego rodzaju gazetki z dodatkami (nadal są ale już tak nie nęcą), a między nimi dinozaur.
Części 80 kilka, wysyłanych raz w miesiącu po sztuk 2 czyli jak łatwo obliczyć ponad 40 miesięcy zbieraniny. Każda wysyłka to koszt prawie 45 zł...
I te parę lat temu dałam się ponieść, zamówiłam pierwszą, tańszą część :-)
Gdy uzbierałam cały łeb, doszłam do wniosku,że nie stać mnie na więcej.
Z łba miała powstać lampka, ale na "miała" się skończyło, więc pyszczydło leżało gdzieś wysoko i porastało kurzem.
Zazwyczaj tak się kończą nie przemyślane decyzje...
Minęło trochę lat i BACH! dinozaur znowu na topie ;-)
Opowiedziałam Jackowi powyższą historyjkę, pokazałam w necie dinusia o wzroście 150 cm, a Jacuś sądząc, że mi bardzo przykro z powodu poprzedniego, nieudanego zbioru kolekcji, wszedł na stronkę firmy i zamówił część pierwszą :-D
Dla mnie!
Zaczęła się mozolna, nieprzemyślana zbieranina, bo po pierwsze PO CO? No dla mnie przecież "bo chciałam, bo było mi przykro, że wtedy nie dałam rady"??????????????????????????????? :-O
A po drugie, to gdzie my go postawimy na naszych 29 metrach kwadratowych...
Przez ponad 3 lata upychaliśmy kolejne kartoniki gdzie się dało, aż nadszedł TEN dzień :-D
Spakowaliśmy dinusia w częściach i upchnęliśmy w aucie mojego brata (bo większe), aby przewiózł go z nad jezior, nad morze (tam więcej miejsca :-P).
Latem, będąc u moich rodziców, w działkowej altance, w pocie czoła, powstawał ON...
Krok, po kroku, kręg po kręgu, żebro po żebrze :-D
Składanie kilkunastomiesięcznej zbieraniny o wartości 1600 zł, zajęło nam ok trzech godzin...
Patrząc jak powstaje to monstrum, cieszyłam się, że nie upchnęliśmy go w mieszkaniu, bo musiałby wisieć, albo my musielibyśmy nauczyć się latać ;-P
Dinuś stanął dumnie na działce, zwyczajnie zwróciliśmy mu wolność :-D
Ma mieć zbudowaną grotę z kamieni, ale to już nie nasze zadanie ;-)
Z daleka prezentuje się całkiem nieźle, ale z bliska... szkoda gadać :-/ Rozłazi się na "szwach", wierzch to tandetny plastik z kiepskimi zaczepami.
Gdy byliśmy w październiku to stał smętnie owinięty folią z w/w powodów :-(
Powiedziałam tacie, żeby uszczelnił go wiosną silikonem :-P
Tak właśnie kończą się historie z niedopowiedzianymi do końca chciejstwami i niechciejstwami ;-)
Ja - opowiedziałam coś, co się wydarzyło i nie miało końca.
Jacek - przyjął to za smutek, żal... i postanowił zrobić mi przyjemność :-D
Może opowiem mu, jak bardzo mi przykro, że nie mam Nissana Juke... :-P
To znaczy o nas pośrednio też, a dokładnie o rozumienie się ;-)
Kiedyś, kiedyś, reklama w TV pewnej kolekcji, przypomniała mi historyjkę z zamierzchłych czasów, którą opowiedziałam Jackowi.
Mianowicie lat trochę temu, była moda na różnego rodzaju gazetki z dodatkami (nadal są ale już tak nie nęcą), a między nimi dinozaur.
Części 80 kilka, wysyłanych raz w miesiącu po sztuk 2 czyli jak łatwo obliczyć ponad 40 miesięcy zbieraniny. Każda wysyłka to koszt prawie 45 zł...
I te parę lat temu dałam się ponieść, zamówiłam pierwszą, tańszą część :-)
Gdy uzbierałam cały łeb, doszłam do wniosku,że nie stać mnie na więcej.
Z łba miała powstać lampka, ale na "miała" się skończyło, więc pyszczydło leżało gdzieś wysoko i porastało kurzem.
Zazwyczaj tak się kończą nie przemyślane decyzje...
Minęło trochę lat i BACH! dinozaur znowu na topie ;-)
Opowiedziałam Jackowi powyższą historyjkę, pokazałam w necie dinusia o wzroście 150 cm, a Jacuś sądząc, że mi bardzo przykro z powodu poprzedniego, nieudanego zbioru kolekcji, wszedł na stronkę firmy i zamówił część pierwszą :-D
Dla mnie!
Zaczęła się mozolna, nieprzemyślana zbieranina, bo po pierwsze PO CO? No dla mnie przecież "bo chciałam, bo było mi przykro, że wtedy nie dałam rady"??????????????????????????????? :-O
A po drugie, to gdzie my go postawimy na naszych 29 metrach kwadratowych...
Przez ponad 3 lata upychaliśmy kolejne kartoniki gdzie się dało, aż nadszedł TEN dzień :-D
Spakowaliśmy dinusia w częściach i upchnęliśmy w aucie mojego brata (bo większe), aby przewiózł go z nad jezior, nad morze (tam więcej miejsca :-P).
Latem, będąc u moich rodziców, w działkowej altance, w pocie czoła, powstawał ON...
Krok, po kroku, kręg po kręgu, żebro po żebrze :-D
Składanie kilkunastomiesięcznej zbieraniny o wartości 1600 zł, zajęło nam ok trzech godzin...
Patrząc jak powstaje to monstrum, cieszyłam się, że nie upchnęliśmy go w mieszkaniu, bo musiałby wisieć, albo my musielibyśmy nauczyć się latać ;-P
Dinuś stanął dumnie na działce, zwyczajnie zwróciliśmy mu wolność :-D
Ma mieć zbudowaną grotę z kamieni, ale to już nie nasze zadanie ;-)
Z daleka prezentuje się całkiem nieźle, ale z bliska... szkoda gadać :-/ Rozłazi się na "szwach", wierzch to tandetny plastik z kiepskimi zaczepami.
Gdy byliśmy w październiku to stał smętnie owinięty folią z w/w powodów :-(
Powiedziałam tacie, żeby uszczelnił go wiosną silikonem :-P
Tak właśnie kończą się historie z niedopowiedzianymi do końca chciejstwami i niechciejstwami ;-)
Ja - opowiedziałam coś, co się wydarzyło i nie miało końca.
Jacek - przyjął to za smutek, żal... i postanowił zrobić mi przyjemność :-D
Może opowiem mu, jak bardzo mi przykro, że nie mam Nissana Juke... :-P
Grażyna
Subskrybuj:
Posty (Atom)