18 maja 2015

3 Półmaraton Białystok.

Niedziela 17.05.2015 mój czwarty w tym roku półmaraton, tym razem w Białymstoku.
Nie nastawiałem się, że złamię 2h, choć cały czas jest to moje marzenie.
Do Białegostoku dojechaliśmy ok 8:00 odebraliśmy pakiet startowy, a że start dopiero o 10:00 poszliśmy na mały spacerek.

9:30 droga na start, zaczęło padać, no fajnie :-/ tylko bieg z chlupoczącą wodą w butach nie jest fajny.




Stanąłem z balonikami na 2 h, chciałem jak najdłużej utrzymać ich tempo, a jak mi uciekną radzić sobie sam. Myślałem sobie, że jak za szybko osłabnę to dogonią mnie baloniki na 2:10 i się do nich przyłączę. Miałem jednak nadzieję, że mnie nie dogonią. Była opcja stanąć z balonikami na 2:10, tempo było by lżejsze, tyle, że nie potrafiłbym zbyt mocno przyśpieszyć na końcu, a biegnąc na 2:00 nawet jak osłabnę, to może nie tak mocno.



Start, przestało padać, idziemy.
Idziemy spacerkiem, gdzieś tam z przodu zaczynają biec.




Ruszyło się, zaczynamy bieg. Pacemakerzy się rozdzielili. Pan prowadzi strategią: zaczynamy wolno a później przyśpieszamy. Pani: to samo tempo przez cały bieg. Wybrałem równe tempo.
Drugi kilometr, Kenijczycy już wracają :)



Są na 5 km, biegniemy dalej, nawrotka. Będąc na 5 kilometrze (miejsce mijanych wcześniej Kenijczyków) widzę ostatnich zawodników, karetkę pogotowia i radiowóz zamykający.
Na razie tempo wydaje się wolne, czysty lajcik, kryzys przyjdzie później na 12 km. Widzę moją Grażynkę, dzielnie mi kibicuje. Pierwszy pomiar czasu, 5 km za mną. Jeszcze nie czuję zmęczenia, fajnie.
Kolejna nawrotka, gdzieś przede mną powinien kończyć się 10-ty km i zaczynać duża pętla. Minąłem bramkę, biegniemy dalej, dogania nas drugi Pacemaker biegnący zmiennym tempem. Mówi, że ma 40 sekund zapasu. Na 12 km mam mały kryzys, baloniki się trochę oddaliły, lecz po chwili ich dogoniłem i nadal trzymam tempo tyle, że już z dużym wysiłkiem.
Tabliczka 15 km, nadal trzymam tempo Pacemakerów, (na razie biegną razem).
16 km, jestem parę metrów za balonikami, ale słabnę coraz bardziej. Nie jestem w stanie trzymać ich tempa. Wiem, że jak odpuszczę to będę zwalniał coraz bardziej. Wiedziałem, że w końcu mi uciekną, miałem nadzieje że wytrzymam chociaż do 18 kilometra.

Biegnę, moje tempo jest bardzo kiepskie, podejrzewam, że 6:30 min/km albo jeszcze słabsze.
Kibice krzyczą że jeszcze 1100 metrów, próbuję przyśpieszyć ale nie mogę, dogania mnie pani i mówi że już nie daleko. Próbuję dotrzymać jej tempa, ale mi ucieka.



Gonię, widzę baner, to już chyba 21 km, przyśpieszam, doganiam panią. Ostatnia prosta. Panią wyprzedziłem, nie chciała się ścigać na finiszu :-)



 Widzę zegar. 2:07 i uciekają kolejne sekundy: 15, 16, 17 usiłuję stracić ich jak najmniej.
Meta, prawdopodobnie poprawiłem mój najlepszy wynik z półmaratonu w Tczewie w październiku 2014r.




Dostaję medal na szyję i szukam Grażynki. Już po wszystkim. Czas poniżej 2:00 h nadal pozostaje w sferze marzeń, ale jest coraz bliżej.
Odnajduję Grażynkę, SMS od organizatorów: czas netto 2:05:01, miejsce open 1023, M-40 210.
Na 2368 osób zapisanych, pakiety startowe odebrało tylko 1896 i tyle też stanęło na starcie.
Do mety nie dobiegły tylko 2 osoby. Tylko jedna pani nie zmieściła się w czasie 3 godz, ale że miała 69 lat wiec i tak należą się jej wielkie brawa.


Jacek

10 maja 2015

119 km/5 km

Jacek:
W poniedziałek, przeglądając stronkę "Maratony Polskie", wyświetlił mi się XXXIX Bieg Zwycięstwa w Gołdapi na 5 km, z oprawą festynową i krótszymi biegami dla dzieci.
Nie zastanawiając się długo zgłosiłem swoje uczestnictwo.
Bieg w sobotę o 18:30.
W Google spojrzałem na trasę dojazdu rowerem, wskazała 35 km, częściowo  (4 km) przez las. Powrót zaplanowany drogą główną ze względu na późną porę i dobry (szybszy asfalt) przez Węgorzewo 65 km.
No to już była zaplanowana sobota, długa rowerowa wycieczka z moim biegiem w środku i kibicowaniu dzieciom.
Zastanawiałem się, czy moje mięśnie pozwolą mi biec po rowerowej "rozgrzewce" ale pomyślałem, że przez 35 km to nawet zmęczyć się nie zdążę.

Wyjechaliśmy o 13:00, zakładany czas dojazdu około 2 godz.
Po 16 km jazdy, w Lisach, miał być zjazd do lasu - skrót do Boćwińskiego Młyna - lecz przezornie spytałem miejscowych o skrót na Gołdap. Oczywiście powiedzieli ale też ostrzegli, że podczas 4 kilometrowego przejazdu przez las można zabłądzić i wydłużyć sobie drogę zamiast skrócić. Wybraliśmy wiec opcję pewną przez znane nam Banie Mazurskie.
Tym sposobem dojazd na miejsce wyszedł nam 54 km.

Na miejscu odebrałem numer startowy z olbrzymimi agrafkami (aż szkoda było dziurawić koszulki) i zostały 2 godz do biegu głównego na oglądanie zmagań młodych.

Mój bieg, tylko 63 zawodników ja w najstarszej grupie wiekowej 40 + w której startowało 16 osób.
Strzał, wystartowaliśmy.



Przez 2 km trzymałem się ogonka grupki, która się już na starcie wyrwała do przodu. Biegłem tak na oko w tempie na 24 min.
Po 2 km moje tempo zaczęło słabnąć, a grupka oddalać. Robiliśmy jakieś dziwne pętelki po lesie. Najpierw, po paru min od startu, widziałem tabliczkę 3 km, później po następnych paru minutach 2 km, jednym kawałkiem drogi biegłem 3 razy inne się zmieniały. Dogoniła mnie grupka biegnąca dalej, na 3 i 4 km kilka razy ktoś mnie wyprzedził, na 5 km już nikt. Na ostatniej 300 metrowej prostej trzymałem najszybsze tempo jakie dałem radę, gdyż czułem za sobą kolejnych biegaczy. Linię mety przebiegłem w 24:58 min, o minutę gorzej niż zakładałem.


Lokalna impreza nadal trwała, tyle że my po krótkim odpoczynku musieliśmy zbierać się do drogi.



Zbliżała się godzina 19:00 a przed nami ponad 3 godz drogi.
Aktywna sobota dobiegła końca.

Grażyna:
Ten Jackowy bieg to taki spontan "pod wpływem" :-P
Znalazł, zapisał się, na drugi dzień upewnił, że faktycznie nic nie płaci i tyle.
W sobotę rano pogoda piękna, moje samopoczucie, nie wiedzieć czemu, piękne mniej :-/  ale cóż było robić? Wyjścia miałam dwa: zostać albo jechać...  do dziś nie wiem dlaczego wybór padł na jechać :-)
Droga to czysta męka, bo szybko opadałam z sił.
Ten ubytek sił zauważyłam już w zeszłym roku, a w tym wcale lepiej nie jest :-(
Tzn lubię długie dystanse rowerowe, ale nienawidzę ścigania się z czasem, co natomiast kocha Jacek i tu mamy "mały" zgrzyt!
Dojechałam.
W Gołdapi trwał Festiwal Cittaslow (więcej o festiwalu  TU ) z którym zetknęłam się po raz pierwszy :-) Bardzo lubię takie klimaty.
Mieliśmy okazję zobaczyć tężnie



czyli nie tylko Ciechocinek je posiada ;-) 
Zagadałam młodzież na szczudłach :-D 


Świat z tak wysoka musi być uroczy :-)

Obejrzałam śliczne medale... w końcu po jeden z nich pędził tu Jacek, a ja się za nim turlałam...   Dostawał je każdy uczestnik biegu, który ukończył bieg :-)
Organizacja super :-) Zabawa dostępna dla wszystkich!


Ale przede wszystkim cieszyłam oczy Wiosną, która wreszcie i do nas dotarła :-D



Te chmury budziły grozę, czułam się jakbym pędziła w paszczę lwa! Jednak udało nam się spędzić dzień bezdeszczowy, wręcz słoneczny, wśród zgiełku, wrzawy i potwornego zmęczenia :-)
Deszcz lał w nocy.



Grażyna i Jacek

3 maja 2015

XI Półmaraton Węgorza - z perspektywy kibica.

Grażyna:
W tym biegu, choć odbył się prawie za oknem :-) Jacek nie brał udziału.
Postanowiliśmy być kibicami, obserwatorami i trochę fotografami, choć to ostatnie okazało się trudniejsze niż mogło się nam wydawać.
Fotografia w ruchu jest bardzo wymagająca...
Ale nie o fotografii tym razem :-)
Trasa jest nam znana jak własna kieszeń. Często jeździmy nią na wycieczki rowerowe i nie tylko. Częściowo ją przebiegłam przygotowując się do maratonu :-D
Trochę podbiegów, trochę zbiegów, dużo płaszczyzny, CUDNE WIDOKI, 4 jeziora na trasie: Dargin, Mamry, Harsz i Święcajty! Mnóstwo bocianów, żurawi, pewnie i łosi tyle, że ukrytych w lesie ;-P
To wszystko dziś było okraszone słoneczną, ale jakże wietrzną i zimną pogodą...
Przy brzegu jeziora, w Ogonkach, gdzie ustawiliśmy się z aparatem było tak zimno i tak okropnie wiało, że po 15 minutach, oprócz robienia zdjęć, mocno wszystkim kibicowałam, żeby się rozgrzewać.
Jacek w tym czasie przeprowadzał nasze rowery, które gdzieś tam zostawiliśmy i robił wywiad wśród służb porządkowych :-D
Biegacze są cudowni!





Uśmiechają się, dziękują, machają, przybijają piątki, mówiąc, że "to pomaga" - bo pomaga... :-)
Towarzyszyliśmy im, stojąc pomiędzy 13 a 14 km, praktycznie od początku do końca :-)





Pan powyżej był moim ulubieńcem trasy :-D
Pomimo okrutnego chłodu on jeden był baaaardzo gorący ;-)


A ten pan ma 76 lat... trudno w to uwierzyć :-D Trzymam kciuki za kolejne starty panie Leonie! :-)

Starty to dla mnie cudowny czas, choć sama z nich obecnie nie korzystam.
Nigdy nie krytykowałam pakietów startowych czy pasta party, zawsze uważałam, że organizator daje z siebie wszystko, tym bardziej, że mam świadomość ile pracy i pieniędzy trzeba włożyć w organizację takiego biegu.
Reszta to dodatki uszyte na miarę kieszeni organizatora, sponsorów, partnerów itd, itp...
Koszulka i medal, dla mnie, to najcenniejsze pamiątki, które do dziś pieczołowicie przechowuję.
Jednak tym razem, moim (i Jacka) zdaniem, organizator zawiódł!!!
Wg nas bezpieczeństwo biegaczy było zagrożone, bo jak można puścić sznur samochodów, w tym ciężarowych, w tym samym momencie gdy biegną ludzie??????????




Usłyszeliśmy, że w zeszłym roku gdy zatrzymano ruch, to jacyś przyjezdni mieli wielkie pretensje, że oni na urlop przyjechali i muszą stać i czekać...
Ludzie! Na miłość Boską (czy jakąkolwiek inną!), co mnie obchodzi z jakiego powodu jesteście na Mazurach? W czym moje Mazury są gorsze od Warszawy, Poznania, Krakowa, Białegostoku i innych molochów, w których organizuje się największe biegi w PL i zamyka się na ten czas największe arterie komunikacyjne??? No w czym są gorsze? Nasze biegi są mniej wartościowe?
Tu też są objazdy, które na 100% Wasze nawigacje znajdą!
Dla mnie DZIŚ najważniejsze było bezpieczeństwo biegaczy, którzy plątali się pomiędzy samochodami, a którym tego bezpieczeństwa nie zapewniono.


Wstyd!
Pan z Warszawy czy Pani z Krakowa (miasta przypadkowe) mogą w tym czasie wysiąść z samochodu, żeby delektować się mazurskim powietrzem i nacieszyć oczy pięknymi krajobrazami!
A tak przyszłościowo to życzę sobie, a nawet żądam, aby organizatorzy nie myśleli tylko o STARCIE i MECIE, ale także o całej reszcie trasy, która jakby nie patrzeć, w przypadku półmaratonu, wynosi 21 km 97,5 metra.
Wszystkim uczestnikom dzisiejszego Półmaratonu z całego serca GRATULUJĘ!
Jesteście WIELCY! :-D :-*



(fotka z roześmianą Panią jest moją ulubioną :-D )



Jacek:
W sumie to po raz pierwszy oboje, razem, uczestniczyliśmy w biegu wyłącznie jako kibice. Zaproponowałem by przy okazji pełnić tam też funkcję fotografa, lecz jak się okazało nasz sprzęt jest trochę za słaby do profesjonalnej fotografii sportowej.
Dziś przynajmniej dla mnie, było to nowe doświadczenie, móc oglądać bieg z drugiej strony.
Jako osoba obserwująca bieg widzi się więcej i zupełnie inne rzeczy, niż jako uczestnik biegu.
Tu mnie poruszyło to o czym już pisała Grażynka. Nie został zatrzymany ruch drogowy. Uczestniczyłem już w kilku różnych biegach i nie spotkałem się z tym by biegacze przeciskali się pomiędzy samochodami, biegli poboczem, bo im brakło miejsca na asfalcie albo schodzili na chodnik bo za plecami usiłuje się wepchnąć rząd samochodów.
Może jest to niewielki bieg, gdzie startuje około 400 osób, ale to nie znaczy, że nie trzeba im zapewnić bezpieczeństwa i komfortu biegowego.
Czas od pierwszego do ostatniego zawodnika w miejscu w którym staliśmy to nie wiele ponad godzinę i tylko na ten czas trzeba by było zamknąć ruch.
Myślę że nikomu z kierowców korona z głowy by nie spadła, jakby przez tę godzinę postali.


Więcej zdjęć    KLIK

Grażyna i Jacek