2 grudnia 2014

Co nas łączy, a co dzieli.

Jacek:
Każdy ma jakieś zainteresowania, coś go interesuje lub nie.
Kiedy łączy się dwoje ludzi, dobrze jest jeżeli podzielają chociaż część swoich zainteresowań lub znajdą sobie nowe, wspólne.
Gdy już pierwsze zauroczenie w związku przeminie, dzień powszedni nas dopadnie, a dzieci pójdą własną drogą, trzeba znaleźć COŚ co jeszcze bardziej zacznie utrwalać związek, a nie dzielić i oddalać od siebie...
Tak czy inaczej prawie każdego dopadnie syndrom "pustego gniazda" - wtedy zostaniemy sami, tylko we dwoje i  potrzebne jest coś, co przyniesie radość ze wspólnie spędzanego czasu.
Może to być cokolwiek - historia, literatura, podróże, wspinaczki górskie czy skałkowe, może jakaś dziedzina sportu, muzyka, sztuka... byle dawało satysfakcję i poczucie dobrze spędzanego czasu WE DWOJE!
Zdarza się, że każda dziedzina nawet jeżeli początkowo łączyła, potrafi rozdzielić...
Odniosę się do sportu.
Nie mam tu na myśli zawodowych sportowców, którzy po odejściu na sportową emeryturę i po zmianie dyscypliny, trenują tylko dla podtrzymania sprawności fizycznej.
Myślę o tych, którzy odkryli sport w wieku 35+.
Oni (jak i MY) z różnych powodów wsiedli na rower, czy włożyli buty biegowe. Jeździli (biegali) początkowo razem, nakręcając się nawzajem, dopingując, motywując do momentu, kiedy ten sport zaczyna mieć dla każdego inne znaczenie.
Np ja lubię czasami pojeździć sobie rowerem bardzo szybko, na granicy swojej wytrzymałości, no takie "czasówki" na 20, 50 czy nawet 100 km :-) Za to Grażynka lubi jazdę wolniejszą, z aparatem fotograficznym. My sobie w tych jazdach towarzyszymy. Nawet jeżeli rozpiera mnie energia powstrzymuję się by jej towarzyszyć i czekam dnia kiedy pojadę sobie sam i dam upust energii nawet jeżeli zrobię to raz w miesiącu :-D
Gdy zaczyna się RAZEM, a później jedno osiąga lepsze wyniki, zachłystuje się swoimi osiągnięciami... to to RAZEM jakoś się rozmywa, bo cały swój wolny czas poświęca dla sportu (lub innej pasji) nie mając przez to czasu dla swojego partnera tworzy się przepaść pomiędzy sobą.
     W naszym bieganiu było tak, że kiedy Grażynka zaczynała biegać towarzyszyłem jej na początku, a kiedy już za nią przestałem nadążać, odpuściłem bieg, brałem rower i towarzyszyłem na rowerze bez zazdrości i jakichkolwiek wyrzutów.
Natomiast, kiedy po roku ona namówiła mnie na bieganie (sama już nie biegała, lecząc kontuzję), towarzyszyła mi dzielnie na rowerze tak jak ja wcześniej, przekazując mi przy tym swoją zdobytą wiedzę, by uchronić przed kontuzją.




Grażyna:
Jesteśmy rozbitkami, którzy w odpowiednim czasie znaleźli się na tej samej wyspie... więc z doświadczenia wiemy o czym piszemy ;-)
Życie w tandemie wcale proste nie jest, ale jest to piękna nauka sztuki kompromisów!
Zakochanie i fascynacje mijają a ciągu 2 lat, potem zostaje miłość (lub nie) i proza życia. W tym wszystkim warto znaleźć, tak jak piszesz Jacku, to COŚ co będzie łączyło i da poczucie, że tematy do rozmów nigdy się nie skończą.
U nas padło na sport. Sport przez to mniejsze "s" ;-)
Zaczęło się faktycznie ode mnie, od mojej małej walki o własne zdrowie, a skończyło jak skończyło, czyli niekończącymi się tematami o startach, dystansach, podróżach etc... etc... :-D
Coś co łączyło dzielić zaczyna... (?)
Przez moment TO przeżyliśmy chyba nawet sami, bo Ty zacząłeś biegać (faktycznie za moją namową) w momencie, kiedy dla mnie 5 km było zabójstwem dla nóg :-/
I zrodził się żal, a nawet nienawiść, że robisz coś co kocham i mówisz, że nie lubisz biegać, ale... biegasz! :-/
Do tego zacząłeś udeptywać MOJE ścieżki biegowe, w lepszym tempie, z lepszym czasem, a ja wyszukiwałam Ci kolejnych planów treningowych i towarzyszyłam na rowerze...
To był masochizm w czystej formie! ;-P
Jesteśmy ze sobą tak blisko, pod każdym względem, że np wiem, iż mój słabszy dzień jest również Twoim gorszym, wtedy trening zawsze Cię wykańcza.
Żeby nie znienawidzić Cię za to bieganie, ciągle przerabialiśmy temat moich negatywnych uczuć, emocji, dużo rozmawialiśmy. Trochę to trwało, ale właśnie dzięki tym rozmowom dziś na biegach towarzyszę Ci bez łez :-) Ale zazdroszczę nadal ;-p
Może już niedługo...
Ja jestem pewna jednego, że związki zabija brak dialogu. Nie mam na myśli przekazywania sobie informacji, tylko prawdziwych, szczerych rozmów, takich do łez, bólu i śmiechu również :-)




Jacek:
Jeżeli jest tak jak w jednej z reklam: "U mnie tylko horror, dramat i żużel", czego nie podziela  druga strona, pasjonując się tylko kupowaniem nowych ubrań lub (i) zna wszystkie seriale emitowane w TV, to z biegiem czasu zaczynają się tylko mijać zamieniając, albo i nie, po parę zdań dziennie.
Nawet wspólne posiłki znikają, gdyż nie zgrywają się w czasie, bądź są spożywane w oddzielnym pokoju, lub przed telewizorem.
     Gdy piwo i chipsy spowodują, że nasze dupska staną się większe i cięższe i będziemy potrzebowali więcej siły by je ruszyć z kanapy, to wraz z potrzebą tego wysiłku będzie spadać nasza motywacja by je podnieść...
Jeżeli nie będzie wsparcia tej drugiej połówki, wszystko będzie dzielić oprócz wspólnego dorobku (majątku), to nie zostanie nic co by łączyło, a nasze życie straci sens.




Grażyna: 
Piwo, chipsy i TV oraz większe dupsko również może być wspólną pasją przecież :-P
I nawet może łączyć :-D
Tylko gdy sobie pomyślę ile moglibyśmy stracić nie biegając i nie jeżdżąc rowerem, to aż jakoś dziwnie smutno mi się robi...
Bo wiesz, przejechać Polskę wzdłuż granic to plan długoterminowy, ale wybrać się na "Potop Szwedzki" możemy już w przyszłym roku :-D (mała dygresyjka...)
     No dobra, wyszło, że łączy nas wszystko... ;-) To co dzieli????
Przecież też się ścieramy, bo raczej nie kłócimy, też miewamy problemy... Jednak czasami mam wrażenie, iż są to tak nieistotne drobiazgi, które urastają do rozmiaru Dżina z Lampy Aladyna, że aż nie warto sobie nimi głowy zaprzątać i ich upubliczniać ;-D :-P

 


Grażyna i Jacek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz