23 kwietnia 2014

Zwyczajny dzień i róż.

Nasze życie to nie tylko bieg, wycieczki rowerowe i sielanka, to także dzień powszedni,  nasze tęsknoty, marzenia i problemy (o tych ostatnich TU nie będzie), dzień zwyczajny, który najczęściej maluje się odcieniami szarości wplatając odrobinę różu.
Ten róż to moja niekończąca się nadzieja....


Dzisiaj wstałam bardzo wcześnie, jak zawsze gdy Jacek idzie do pracy. Od pewnego czasu jeździ tam rowerem (15 km w jedną str). Gdy on się szykował wpadłam na pomysł, że potowarzyszę mu rowerowo skoro i tak już spać nie będę :) Bardzo szybko się ubrałam i o 4:50 wyruszyliśmy.
Cudny jest świat o świcie... wschodzące słońce, śpiew budzących się ptaków, kicające zające, sarny, ptactwo łowne krążące nad głowami (dobrze, że nie jestem Pisklakiem ;p) i te opadające mgły nad polami! Na ich widok natychmiast zaczęłam nucić piosenkę  SDM :)
Głowa bujała mi się jak na sprężynie raz w jedną raz w drugą str, gdy w tym samym czasie Jacek jechał bardzo skupiony, nie widzący niczego. Na moje pytanie dlaczego ma taką straszną minę, odp: "skupiam się na jeździe, żeby się nie spocić" Dobre :D ;P
Nie wie co traci, a ja bardzo żałuję, że nie wzięłam aparatu, telefonem nawet nie przymierzyłam się do fotek bo to bez sensu i tak nie oddały by tego co oczyska widziały :) Będzie pewnie jeszcze okazja, żeby wstać o 4 i wyruszyć na fotograficzne łowy ;) Zrobiłam sobie  kółeczko i wracałam z zamiarem wskoczenia pod prysznic i do łóżka z kawą, jednak po prysznicu jakoś łóżko mi odeszło ;) 
Ogarnęłam Norkę, zrobiłam 2 prania, upiekłam chałkę dla J i nawet zawiozłam żeby zjadł świeżą, a ja tym sposobem zaliczyłam 2 treningi czyli łącznie 67 km :D

Wczoraj wymieniliśmy w moim rowerze oponę i dętkę, a w drodze po ich zakup Jackowi pękła linka od przerzutek :o Coś kiepsko wchodziliśmy w te konszachty z diabłem skoro nadal dopada ją nas usterki ;P Oprócz drobnych zakupów Jacek przebiegł kilka pętelek na stadionie z całkiem dobrym czasem.


Patrzyłam na niego i przypomniało mi się, jak podczas przygotowań do półmaratonu przebiegłam 8 km w takich pętelkach, po 300 metrów każda. To było straszne! Pod koniec płakałam ze złości :p
Bieganie musi mi dawać poczucie wolności, a te stadionowe kółeczka robiły niezły syf w głowie.
Podobnie czułam na biegu "Przegonić Raka" w W-wie, 5 pętelek po 1 km! Gdy głowa po raz 3 oglądała ten sam obraz miałam ochotę zejść i zakończyć bieg....
A dziś? Oddałabym wszystko żeby wstać, ubrać moje Asicsy i gnać przed siebie... ale nogi wciąż nie pozwalają :(
Ale hola, hola!!! To ma być pozytywna pisanina :)
Ja po prostu... :)

Jutro w planach długie wybieganie Jacka, a pojutrze długi, rowerowy wypad :D 
Grażyna

7 komentarzy:

  1. ja w bieganiu lubie petelki ale gora dwie :) pierwsza to rekonesans i plan rozlozenia sil na druga a druga to juz petarda przed siebie. wiecej petelek to tez dla mnie "nieporozumienie". comakota

    OdpowiedzUsuń
  2. na stadion nawet nie wchodzę, bo czułabym się jak chomik biegający w kółku. pozdrawiam Hanka

    OdpowiedzUsuń
  3. No to w końcu ja spróbuję tu coś wpisać:)
    Nie chcę być anonimowa...ale jak to zrobić?
    Zgredki kochane :))) Jak ja Was lubię!!!
    Ciekawe, czy wiecie, kto to pisze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystarczy Terciu, że będziesz się podpisywać ;)

      Usuń
  4. Uśmiałam się z coby się nie spocic, ucieszyłam SDM, i czekam na twoje zdjęcia ze świtu na ukochanych mazurach Zolzu. Kto ja? :P

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja się wyłamię i anonimowa nie będę :) Opcja z poceniem mnie powaliła :) Jak to mówią nasi przyjaciele zza oceanu: made my day :)

    OdpowiedzUsuń