14 kwietnia 2014

Wszystko przez kobiety.

Gdy Grażynka postanowiła przebiec naszą 4 kilometrową, leśną trasę spacerową towarzyszyłem jej w tych marszobiegach. Z tym, że ona robiła to 4 razy w tygodniu a ja ze względu na pracę mogłem najwyżej raz i po paru tygodniach nie byłem w stanie dorównać jej kroku.  Zrezygnowałem z biegania, dotrzymywałem towarzystwa na rowerze kiedy ona dzielnie i systematycznie biegała, aż w końcu przebiegła maraton.
W ubiegłym roku w Warszawie organizowano bieg charytatywny "Przegonić raka" na dystansie 5 km, Grażynka wpadła na pomysł byśmy przebiegli go razem.
Ja miałbym biec 5 km, 40 letni facet który nigdy nie biegał? Co prawda jeździłem rowerem i to dużo, kondycję więc miałem, ale... Spróbuję, przebiegnę próbnie naszą ścieżkę i jeżeli dam radę dotrwać do końca bez przechodzenia w marsz to z nią pobiegnę.
Moja próba wyszła doskonale. Około 28 minut, nawet jeżeli kilkakrotnie miałem ochotę przejść w marsz to wytrwałem do końca, pozostało dotrzymać słowa i pobiec z nią w tym biegu.
Moja kondycja zdobyta na rowerze przydała się chociaż bieg to nie to samo co jazda rowerem.
Dzień 20.10.2013r bieg finalny, wystartowaliśmy. Ja, bez doświadczenia, popełniłem typowy błąd żółtodzioba - poniósł mnie tłum i ta atmosfera, czułem się taki naładowany pozytywną energią, że biegłem z grupą, jednak po niecałym kilometrze okazało się, iż opadam z sił.


"Tłum" biegł za szybko, a ja musiałem zwolnić. Nie jest to fajne uczucie być co chwilę wyprzedzanym, lecz nie tylko ja dałem się ponieść. W dalszej części biegu i mnie udało się wyprzedzać tych, którzy jak ja dali się ponieść i w rezultacie maszerowali albo musieli zwolnić. W końcu dotrwałem do mety z jeszcze lepszym czasem niż na moim próbnym biegu i mam swój pierwszy pamiątkowy medal.


Ten bieg był początkiem mojego biegania, a wszystko przez Moją Kobietę :)


Jacek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz